Z opisu mojej aparaturyCitizen Kane pisze: Sam początek, do momentu pierwszego kapania - trzeba grzać stosunkowo powoli, zmniejszyć ogrzewanie do minimum, przed pojawieniem się pierwszych kropel destylatu, po to, aby można było zachować, wspomnianą przez Fenola, temperaturę na szczycie. Nie za bardzo mi to wyszło, ponieważ duża bezwładność układu podniosła temperaturę w kilkanaście sekund do 77,8°C pomimo wyłączenia jednego palnika i zredukowania mocy drugiego do minimum. Tak sobie myślę, że zachowanie temperatury wrzenia przedgonu przez kilkanaście minut byłoby w praktyce bardzo trudne, ponieważ mimo wszystko (nawet przy minimalnym dostarczaniu energii) z boilera parowałby również etanol, podnoszą nieuchronnie °C na szczycie.
Tofi udzielił mi takiej odpowiedzi:Wpadłem na pomysł, żeby trójnik, który mi pozostał, zamontować w śodku kolumny i wpuścić przez wolny otwór zimny palec. Wygiąłem rurkę, na końce nałożyłem korek do wina i wszystko to włożyłem do trójnika, podłączyłem wodę i jazda. Jednak zimny palec nie przepuścił pary do góry, termometr pokazywał 63 stopnie i przez 0,5 godz nie drgnął.
Wydaje mi się, że chłodzeniem zimnego palca można precyzyjnie sterować temperaturę w głowicy i tym samym decydować o tym, co nam kapie. Po tamtym niepowodzeniu nie eksperymentowałem więcej z zimnym palcem.z robieniem zimnuych paluchów na różnych wysokosciach wiąże sie sterowanie kazdym z osobna, jezeli ustawisz przepływ tak aby uzyskać tuz ponizej 78°C to ten na dole przepuści a te wyżej zabiorą kolejną taką samą dawkę energii w rezultacie zyskasz na kolejnym temperature w kolumnie poniżej lotności etanolu, a jeżeli na wszystkich ustawisz na tyle, że pary przejdą przez ostatni paluch, to te poniżej ostatniego nic nie dają poza obniżeniem temperatury w kolumnie, jednak nie na tyle by skroplił sie na nich etanol. Oczywiście te dwa przypadki trącą skrajnością, ale szarość pomiędzy czarnym scenariuszem, a czarniejszym scenariuszem nie będzie biała.
Pozdrawiam. Pietro