Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Wolna strefa o wszystkim i o niczym
Awatar użytkownika
zachariusz
20%
20%
Posty: 28
Rejestracja: 2018-10-12, 23:39

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: zachariusz » 2018-11-13, 09:26

Witajcie Szanowni i Czcigodni goje…
…lubię przeglądać zawartość tej tatowej szuflady, czego ludzie nie zastawią żeby się trochę napić, czego tu nie ma… zegarki najczęściej i to wszystkie sprawne, ojciec mówił przy tym „Zegar, który nie chodzi, jest lepszy od tego, który źle chodzi” i zepsutych nie przyjmował, wyjątek stanowiły zegary stacjonarne, a te zepsute woził do Łodzi, do zegarmistrza Zifferblatta… to była znana marka, on się kościelnymi zegarami zajmował…
intryguje mnie te proteza zębów, jak ona się tu znalazła? i dlaczego ojciec ją wziął, przecież nie dla siebie, ani na sprzedaż i dlaczego jej nie odebrano?... Malinowski raz się do niej przymierzał, porażka, ale śmiechu przy tym było, co niemiara, niestety porażka, bo cudzymi zębami nie można gryźć, ale jeden rower mu dałem, niestety za jakiś czas skradziono go pod GS-em, ale Malinowskiej…
a wędki, takie stare bambusowe i kto idzie się napić wódki z całym sprzętem do łowienia ryb… odnosiłem wrażenie, że tatę już pod koniec życia nie miał głowy do interesów i ludzie to wykorzystywali… wyjątkiem jest to maszyna do robienia waty cukrowej, co ją Maliniowski co sobotę i na niedzielę zabiera, pod zoolog jedzie i trochę grosza przyniesie, a cukru ci u nas dostatek… pejsachówkę też jakąś się uda mu upłynnić… jest tego tyle, że nie wiem, co z tym wszystkim zrobić, sąsiad i słusznie tylko na bałuckim i na Retkini handel jest w sobotę, a to szabas i klops, przyjdzie mi sklep otworzyć, ze starociami albo lombard, bo to moja branża…
Na koniec coś z tatowej księgi… ale pamiętając Maliniowskiego, jak wciska tę szczękę do gęby to mi się to przypomniało „ Kapelusze są zawsze dobre, tylko głowy często za małe”.
Jeden z Żydów twierdził, że jego zmarły ojciec powraca z zaświatów i bierze udział w ceremoniach w synagodze. Sprawa szybko rozeszła się wśród społeczności żydowskiej. Aż trafiła do rabbiego. Ten ubrał się i idzie do Żyda, i pyta:
- Mojsze, czy to prawda, że twój ojciec wraca na ceremonie do synagogi?
- Tak, rabbi. To prawda – odpowiada pokornie Żyd.
- To ja się ciebie pytam: czemu on nic nie daje na taca?
Przychodzi do spowiedzi bardzo zawstydzony facet:
- Proszę księdza, oszukałem Żyda, czy to grzech?
- Nie, synu, to cud...
:jude

Awatar użytkownika
zbynek
101%
101%
Posty: 2005
Rejestracja: 2007-07-26, 19:37

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: zbynek » 2018-11-14, 17:55

zachariusz, toż Twój tatko pospolitą melinę prowadził, a tu forum zwyczajnych amatorów. Mniemam, że nie myślisz w jego ślady iść.

:wink:
Najgorsza decyzja, to brak decyzji.
- zbynek, pozdrawiam

Awatar użytkownika
zachariusz
20%
20%
Posty: 28
Rejestracja: 2018-10-12, 23:39

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: zachariusz » 2018-11-15, 09:26

Witajcie Szanowni i Czcigodni goje…
… miałem wtedy chyba 10 lat, jak przyszedł tete i powiedział „Szykuj się pętaku, jedziemy na Śląsk” i się zaczęło, stanęło na tym, że familię na bar micwie Szloma będzie reprezentował tete i ja, kobiety i te małe berbecie zostają, mama swoją widziała niedawno, bo tam teraz raczej jest niepotrzebna, a kto gadzinę sprawi?… bar micwa to bardzo ważne święto w życiu każdego aszkenazyjskiego Żyda, wtedy chłopiec staje się mężczyzną, mam bacznie oglądać, bo ja będę następny, a tam się dostaje tefilin, który ma się do końca życia…
wyjeżdżaliśmy z Łodzi Kaliskiej, która wyglądała, jak dworzec za carskich czasów, lokomotywy z dużymi czerwonymi kołami, z spod których bucha para, może o dworcach przy innej okazji, bo nam spieszy się na Śląsk… i tak staliśmy z ojcem na peronie, tete wedle rabinowego zwyczaju gładził brodę i patrzył przed siebie, ja z racji, że takowej jeszcze nie posiadałem kręciłem pejsy, co on tam wypatrywał… nie wiem, ale bardzo ważne rzeczy, pewnie związane z geszeftem, bo o czym może myśleć dojrzały Żyd na stacji… no i dotarliśmy Stalinogród- Dąb, bo Katowice tak się kiedyś nazywały w komunistycznej nomenklaturze… wszyscy nas przywitali bardzo serdecznie, od wujka skasowałem zwyczajowo 20zł, popatrzyłem na ojca przytaknął, no to idzie dobrze…
Szloma zrobił się bardzo ważny, wiadomo, bo to był jego dzień, babka datku poskąpiła, ale jej wybaczyłem, bo dała mi kawał strucli, a głodny byłem niemiłosiernie… w mieszkaniu rejwach i tumult, więc na podwórko familioka, miejscem spotykania się wszystkich bajtli jest klupsztanga, po prostu trzepak, no i poznaliśmy się, on czternastoletni Bercik, a ona Trud, „A ty gorolu, w tych białych fuseklach cały czas chodzisz?” nie bardzo wiedziałem, co to fusekle, więc przytaknąłem, znowu się bujamy na klopsztandze i on „ A tyn Pon, z wielkim kicholem, w tym hucie i z tom biołom Hadrą, to twój fotr?”, nie wszystko zrozumiałem, ale przytaknąłem… i tak bujaliśmy się nic nie mówiąc dłuższą chwilę, ja bo, jak mam, mówić żebym został zrozumiany, Bercik przerwał „Idziesz z nami na hałdy?”, a co miałem robić poszedłem… prowadziłem kozę, mówiło niej cige, kazał mi ciągnąć wózek, o którym mówił drabiniok, zeszło nam z półgodziny, trafiliśmy na piękne miejsce, góra, stawik, pięknie, potem charchaliśmy, kto dalej, i wygrała Truda, znów Bercik komenderuje, nie zadowolony, że przegrał, „Kąpiemy się?” i w mig stanął, tak jak, Bóg go stworzył, ona rozebrała się do majtek, i patrzą na mnie więc się rozebrałem, i wyszło szydło z worka, bercikowy instrument wyglądał zupełnie inaczej niż mój… oglądali, dziwili się porównywali, ona była tym cudem natury trochę podekscytowana, on to zauważył i kończy „ Trudka zeblekaj majty i do wody”… kąpaliśmy się dłuższą chwilę, potem się suszyliśmy, więc obserwowałem jej kępkę, moje siostry takich nie miały… czy to był mój pierwszy krok do dorosłości?, nie wiem, ale wielka przygoda z innym, a jakże bliskim światem, zazdroszczę, Szlomowi, że ma taki skarb w podwórku…
i wyjeżdżaliśmy pociągiem, a wracamy cugiem, byliśmy tam tydzień, więc możecie chyba liczyć na inne opowieści ze Śląska, pierwszy raz tam widziałem nagą kobietę, siostry to, co innego, i chyba byłem zakochany…
Takie mi podsumowanie przyszło do głowy „Nie zawsze piękne jest dobre, ale dobre zawsze jest piękne” Z Gertrudą zostaliśmy przyjaciółmi. Patrzymy na siebie z jakim uczuciem.
...tate mój żadnej meliny nie miał, ja to nazwałbym najzwyklejszym lombardem lub kasą zapomogowo pożyczkową...
:jude

Awatar użytkownika
ogurek
70%
70%
Posty: 326
Rejestracja: 2009-10-03, 20:05
Lokalizacja: wlkp

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: ogurek » 2018-11-15, 15:24

zachariusz pisze:
2018-11-15, 09:26
lub kasą zapomogowo pożyczkową...
:jude
:lol:
„Żeby odpędzić złe sny, pociągnęła solidny łyk z butelki pachnącej jabłkami i radosną śmiercią mózgu.” T. Pratchett

Awatar użytkownika
zbynek
101%
101%
Posty: 2005
Rejestracja: 2007-07-26, 19:37

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: zbynek » 2018-11-15, 16:41

:brawo Powiedz mi zachariuszu, czemu spodziewałem się właśnie tym podobnej odpowiedzi. :wink:
Najgorsza decyzja, to brak decyzji.
- zbynek, pozdrawiam

Awatar użytkownika
ZIELONKA
50%
50%
Posty: 138
Rejestracja: 2016-02-07, 20:48

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: ZIELONKA » 2018-11-15, 16:59

Jest jeszcze inna nazwa na taki przybytek - dzisiaj to lombard. Pewnie tate Zacharego jakby dożył to dzisiaj miałby coś co oglądam czasem w TV pod tytułem "Hardkorowy Lombard" który zresztą prowadzi żyd Leslie Gold z rodziną którego nie cierpię bo mu aż wręcz z oczu bije chęć zysku.
No cóż, to co u nas wyginęło i wymarło, na obcej ziemi rozkwita i daje utrzymanie całym pokoleniom. Taka uroda kraju gdzie kawałek garnka i miska są już zagrożeniem dla bytu państwa całego i godzi w najwyższe wartości nadając obowiązek bycia biednym i głupim.
Pozdrawiam wszystkich niezależnych którzy nie dali się spacyfikować.
P. S
Jak już napisałem to doczytałem że Zachary tak właśnie lokuje zajęcie swojego tate.
U Goldów widziałem całe hektary dóbr wszelakich przestarzałych ciekawe co tam u Zacharego po strychach czy piwnicach poutykane.
Oprócz sztucznej szczęki - hehe
No to jadziem Panie

Awatar użytkownika
zachariusz
20%
20%
Posty: 28
Rejestracja: 2018-10-12, 23:39

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: zachariusz » 2018-11-16, 09:34

Witajcie Szanowni i Czcigodni goje…
... siedzę przy moim osławionym okienkiem w kuchni, Salcia śniadanie sprawiła, a jakże, zresztą codziennie to robi... pindzi się przed lustrem ze sznurem pereł na szyji, co je od Racheli dostała, przyszedł ostatnio list z Hameryki to zaś jaką rajzę planują i znowu będę oglądał tego belzebuba Ezachiasza Benchamora, jeszcze nie dotarłem do tego listu co go ostatnio listonosz Chrzan z rana przyniósł i zainkasował pięć złotych od Salci... chociaż, jak czytam wszystko co z Hameryki przysyłają, po tym niewypale z wyjazdem do Sopotów, to czuję się zdrowszy...
u nas w podwórku ostatnio dużo się dzieje, w mieszkaniu po Wiewiórczewskich, co to młode pojechali do Anglii, a stare poszły do matki staruszki, aby bezboleśnie przeprowadzić bidulę bezboleśnie w zaświaty, zameldowali tabun Ukraińców...
a co tam się działo, wtargali, z dziesięć materaców do spania, pojemniki napełniły się błyskawicznie, a szczególnie ten ze szkłem, co nam na dobre wyszło, bo Maliniowski odzyskał stamtąd sporo flaszek od wódki, to jednak pijący naród, jak wszyscy Słowianie...
Wiewórczwskie się cieszą, bo kasę za to kasują, myślę, że nie małą i mam nadzieję, że teraz będą płacić regularnie nie tak, jak do tej pory, zaległości obiecali uregulować do końca tygodnia, znając ich to przylezą w szabas...
nie wszystko na takie lukrowane wygląda, bo Malinioszczak dostał wysypki czerwonej, podejrzane od razu były te Ukraińce, bo podobno oni przywlekli zarazę odry do nas. Tam naród ciemny i nie zwyczajny higieny i szczepienia się. Maliniowska gwałtu, rety narobiła, mnie kazała lecieć do administracji, żeby oznaczyli teren za zapowietrzony. Oczywiście bez synalka z CBŚ-iu nie mogło by się odbyć, dobrze,że bez AT. przebadali go na zakaźnym, odry nie stwierdzili, to podobno wysypka od wątroby, mam nadzieję, że nie pejsachówce. Buszował po tych ukraińskich śmieciach i zeżarł byle co i nieszczęście gotowe. A Ukraińcy okazali się bardzo miłymi, ułożonymi ludźmi. Malinioszczak cały czas tam przesiaduje, znalazł nowy kanał i widać mu to odpowiada, mniej jego małżonce...
i o czym ja mam pisać, o Żydowskim jadłospisie nie mam ochoty, bo nie jestem jakąś Gesslerową, a od Salci ścierą przez grzbiet nie chcę zarobić, o moich rajzach z Rachelą i bazyliszkiem Ezachiaszem Benchamorem, o moich wizytach na Ślunsku, wizytach w tatowym składziku i szufladzie, czyli tak, jak do tej pory o wszystkim po trochu? najbardziej interesuje Was sposób pozbywaniu się nadmiarów pejsachówki. Jest tyle legalnych sposobów...
Jak widzę Maliniszczaka buszującego po kubłach ze śmieciami to mi się przypomniało zapisane w tatowym kajecie „Bóg jest zawsze sprawiedliwy: bogatemu daje jedzenie, a biednemu apetyt”
:jude

Awatar użytkownika
zachariusz
20%
20%
Posty: 28
Rejestracja: 2018-10-12, 23:39

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: zachariusz » 2018-11-18, 08:17

Witajcie Szanowni i Czcigodni goje…
czekam na to, aż nastaw cukrowy przestanie robić, bo nowa maszyneria już prawie gotowa, brakuje mi tego termometra, co w czterech miejscach ma mierzyć. Do tej pory my mieli jeden, co z tete ze starego pieca od centralnego wykręcili...
jakaś taka dziwna, bo na górze jest taka złamana i tam jest chłodnica, ale Andrzej powiedział, że wszystko jest w najlepszym porządku i działać będzie. z Maliniowski wsypali w tę rurę jakiś pozwijanych drucików, a po co? to już moja głowa prostego, aszkenazyjskiego Żyda pojąć nie może, rabina pytać też nie ma co, bo on osoba duchowna ma większe kłopoty. jutro ma przyjść jakiś zaufany hydraulik sąsiada, co ma wodę podłączyć i ocieplić wszystko. gazem już my grzać nie będziemy, bo niebezpiecznie, podobno prądem lepiej i taniej wyjdzie. może to i racja, bo mi kiedyś ten szlauch, co nim gaz z mieszkania był doprowadzony do składzika kiedyś się zapalił. na szczęście w porę zauważyłem i nic wielkiego się nie stało...
a stałoby się, jak by się składzik zajął, bo my z sąsiadem, znaleźli skrzynię, a w niej karabin, naboje chyba do niego i mała skrzyneczka z granatami. tete nawet, jak nad grobem stał o tym nic nie wspominał. zapomniał, albo nie wiedział. w pierwszej chwili myślałem, że milicję trzeba o odnalezieniu tego arsenału poinformować, ale Malinioszczak zaraz geszeft wyniuchał i on sprowadzi jakiegoś kolekcjonera z rynku Bałuckigo i on nas rozbroi, i na dodatek zapłaci. na żadną wojnę się nie zanosi to pomysł mi się spodobał, a najbardziej perspektywa nieplanowanego zarobku. miałem jeszcze jakieś wątpliwości, czy my aby jakiś gangsterów, albo innych terrorystów nie będziemy zbroić, ale przemyślałem wszystko i raczej nikt przy zdrowych zmysłach z taką długą giwerą na bank nie będzie napadał, ale pewien niepokój robiły granaty...
na drugi dzień pojawił się rzeczony kolekcjoner, obejrzał wszystko, chwalił tego co to do przechowywania uszykował i był zdecydowany, że on to wszystko od nas odkupi. odwieczny problem między kupującym, a sprzedającym to cena, ale i z tym dałem sobie radę koncertowo, bo to przecież handel, a to moja dziedzina...
Malinioszczak zainkasował swoją dolę, ja szczęśliwy, że się problemu pozbyłem i dodatkowo sprzedałem kilka rzeczy z tatowych zasobów.
Co do pieniędzy to przypomniał mi się dowcip z tatowego zeszytu
Mówi stary żyd do młodego:
- Czas na ożenek, znam taką damę, ma 2 domy, 3 auta, dużo posiadłości
i dziurkę jak 50 groszy
Młody przemyślał
- Ze względu na te 50 groszy ożenię się
Za pewien czas przychodzi do starego i skarży
- To nie 50 groszy, to stare 5 zł
Na to stary:
- 2 domy dostał, 3 auta dostał, dużo posiadłości dostał i o 4,50 się kłóci.
:jude

Awatar użytkownika
Legion
-#Admin
-#Admin
Posty: 1870
Rejestracja: 2009-01-24, 11:03

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: Legion » 2018-11-18, 18:37

Jeśli o takie 5zł chodzi to ma średnicę 29mm
Obrazek
Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo

Awatar użytkownika
zbynek
101%
101%
Posty: 2005
Rejestracja: 2007-07-26, 19:37

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: zbynek » 2018-11-18, 20:01

Pamiętam jak były w obiegu.
Najgorsza decyzja, to brak decyzji.
- zbynek, pozdrawiam

Awatar użytkownika
ZIELONKA
50%
50%
Posty: 138
Rejestracja: 2016-02-07, 20:48

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: ZIELONKA » 2018-11-18, 21:05

To się nazywało Piątka z Rybakiem - tato mi je dawał na śniadanie do szkoły. Wystarczało na długą bułkę francuską i spory kawałek metki - pożerałem to na długiej przerwie w ósmej klasie z prawie litrowym kubkiem kawy z mlekiem w szkolnej stołówce. EEh kur....a było inaczej niż dziś.Takiej metki jak wtedy szukam do dzisiaj bez skutku.
No to jadziem Panie

Awatar użytkownika
kowal
101%
101%
Posty: 1746
Rejestracja: 2006-02-19, 00:18
Lokalizacja: Z-Dolny Śląsk ;)

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: kowal » 2018-11-18, 23:01

Jak ktoś ucisku nie lubi, to będzie wolał 5zł :mrgreen:
Kuję żelazo, póki gorące :-)

Awatar użytkownika
zachariusz
20%
20%
Posty: 28
Rejestracja: 2018-10-12, 23:39

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: zachariusz » 2018-11-19, 12:45

Witajcie Szanowni i Czcigodni goje…
byłem ostatnio u Rabina, żeby podarować mu butelkę czarnogórskiej śliwowicy, którą nabyłem, jak ostatnio byliśmy na rajzie z Rachelą i tym orangutanie Benchamorze. wymyślili tę Czarnogórę, bo ostatnio świecie celebrytów hamerykańskich jest modne i tanie kotwiczenie swoich jachtów i kupowanie apartamentów nad brzegiem morza. nie powiem okolice ładne, plaże i deptaki zadbane tylko tych gór, jak dla mnie za dużo. ludzie takie gnuśne, normalnej roli nie ma tam gdzie uprawiać. winogrono i sady owocowe powciskali pomiędzy te skały i przerabiają je na rakiję, bo u nich wszystko tak nazywają co przedestylują. to tak jak ja u mnie wszystko to pejsachówka...
powracając do Rabina wypił kieliszek czarnogórskiej, zamknął oczy, przytrzymał płyn w ustach, pogładził się po brodzie, na koniec się skrzywił i powiedział „Twoja jest lepsza o niebo”. miło usłyszeć takie słowa o osoby powszechnie poważanej i szanowanej, wyjąłem gąsiorek mojej pejsachówki napełniłem naczynia, sprawiliśmy toast, tradycyjnie i a pogładziłem brodę. wyraźnie ożywiony zadał standartowe pytanie „I co tam Zachary słychać w dalekim świecie?”...
to opowiedziałem mu o swoich spostrzeżeniach z lotniska Okęcie. traf chciał, że obok nas odprawiał się lot do Tel Awiwu. na samym początku ucieszyłem się, że to nasi, Salci też się wyraźnie humor poprawił, bo na samą myśl, że aeroplanem mamy lecieć miała minę marsową i herzklekotów dostała. usiedliśmy czekając na odprawę, bo obydwa samoloty miały duże opóźnienie i sąsiedzi obok, wyraźnie czymś zaniepokojeni łazili w te i we w te, jakby wzgórza Golan dopiero co zbombardowano, a moją uwagę zwróciło co innego. odzienie tzn. chałaty, kitele mieli nie pierwszej czystości, ale buty to jedna tragedia. nie dość, że pośledniej jakości to potwornie brudne, jakby oni z pustyni przylecieli, a nie na nią się wybierali. może uznali, że nie warto czyścić, bo i tam się wnet się zaświnią. popatrzyłem na Salcię, wysunąłem dumnie moje wyglansowane lakiery spod ławki, też była niezadowolona z tego, że nasi krajanie w takich utytłanych butach łażą...
jedynym pozytywem nakrycie jaki u nich zauważyłem to małe walizeczki w kształcie kapelusza. praktyczna rzecz, rozmawiałem z Salcią i na jakieś najbliższe święto mi taką sprawi...ale i bez tego tyle lat przeżyłem...
Rabin ocenił," Ci Żydzi z lotniska jeszcze długo będą czekać na swojego Mesjasza"... co on taki srogi? to ja mu się zrewanżuję tatowym dowcipem...
Gmina żydowska postanowiła nagrodzić swojego rabina za 25 lat pracy wysyłając go na wycieczkę na Hawaje. Przewodniczący synagogi postanowił, że miłym dodatkiem do podróży będzie wynajęcie rabinowi kobiety do towarzystwa dostępnej przez cały czas urlopu. Kiedy rabin wszedł do swojego pokoju hotelowego, zobaczył tam piękną, nagą dziewczynę leżącą na łóżku. Natychmiast zażądał, by wytłumaczyła mu, co to znaczy, a ona opowiedziała całą historię. W jednej chwili rabin podniósł słuchawkę i zadzwonił do przewodniczącego.
- Gdzie twój szacunek? - pyta - Jak mogłeś zrobić coś takiego? Jako rabin powinienem być darzony dużym szacunkiem przez każdego członka gminy, jestem na ciebie bardzo wściekły!
Kiedy tak wrzeszczał do telefonu, dziewczyna zaczęła się ubierać i powoli wychodzić. W tym momencie rabin przerwał rozmowę z przewodniczącym i powiedział do dziewczyny:
- A ty dokąd? Czy ja jestem zły na ciebie?
...Wasze rozważania nt. wielkości monet, które lepsze, które gorsze proponuję zamienić na ustniki dętych instrumentów muzycznych, gorzej z wydawanie reszty...
:jude
Ostatnio zmieniony 2018-11-19, 14:15 przez zachariusz, łącznie zmieniany 2 razy.

wawaldek11
101%
101%
Posty: 1261
Rejestracja: 2010-04-05, 00:16
Lokalizacja: Puszcza Goleniowska

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: wawaldek11 » 2018-11-19, 13:14

Zastanawiam się czy Twoje błędy, literówki to przypadkowe sprawy, czy też zamierzony cel artystyczny?
Pozdrawiam,
Waldek

Awatar użytkownika
zbynek
101%
101%
Posty: 2005
Rejestracja: 2007-07-26, 19:37

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: zbynek » 2018-11-19, 18:11

Raczej zamierzone, nazwy własne pisane z dużych liter, cytaty też poprawnie, a że zdania z małej to już szczegół. Ważne, że są kropki i przecinki. :wink:
Najgorsza decyzja, to brak decyzji.
- zbynek, pozdrawiam

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości