Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Wolna strefa o wszystkim i o niczym
Awatar użytkownika
ZIELONKA
50%
50%
Posty: 138
Rejestracja: 2016-02-07, 20:48

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: ZIELONKA » 2018-11-19, 18:29

wawaldek11 pisze:
2018-11-19, 13:14
Zastanawiam się czy Twoje błędy, literówki to przypadkowe sprawy, czy też zamierzony cel artystyczny?
Pejsachówka tak działa :lol: :lol: :lol:
No to jadziem Panie

Awatar użytkownika
zachariusz
20%
20%
Posty: 28
Rejestracja: 2018-10-12, 23:39

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: zachariusz » 2018-11-27, 09:09

Witajcie Szanowni i Czcigodni goje…
dawno mnie tu nie było, bo zajęty byłem… na dzień destylacji naznaczyłem niedzielę, bo wszyscy są wolni no i po szabasie człek jakiś wyciszony i do robienia rzeczy ważnych odpowiednio nastrojony… kolumna skompletowana, nastaw cukrowy sklarowany, instrukcję podyktowaną przez Andrzeja spisałem w jidysz na papierze pakowym nieodłącznym ołówkiem kopiowym, no zaczęło się… Maliniowski już od 6.00 stał w blokach, kręcił się po podwórku, jak Żyd po pustym sklepie, to mu skróciłem te męki czekania…
zwyczajowo przed robotą wypiliśmy po dwa sztagany, tak na odwagę i dla ogólnego rozluźnienia, uprzedzony przez naszego mentora, że nie destyluje się pod wpływem...
siedzimy i patrzymy na termometry i doczekaliśmy się, zaczęło się, krzyczę do Malinioszczaka „Woda naprzód”, odkręcił i czekamy skupieni na wzierniku. jest płyn to zmniejszam prąd, jak mi Andrzej naznaczył, a tu z głowicy leci niemożebnie, to szybko rozłączyłem wszystko. tyle towaru się straciło, ale trzeba dojść, dlaczego? Sprawdzam prąd, jest dobrze, pytam go „A woda leci?”, tu był pies pogrzebany zawór główny od wody był zakręcony. przypomniało mi się ze szkoły „I ten winien winien, co bezpieczeństwo kijem mierzył, i ten, co bezpieczeństwo głupiemu powierzył”…
zaczynamy od nowa, ja pilnuję elektryki, a pomocnik wody, teraz wszystko poszło dobrze można stabilizować, Maliniowski ma tak wodę uregulować żeby odpływ był nie za ciepły, a nie za zimny, a że mu to nie wychodziło to sam się za to wziąłem. minął już odpowiedni czas i odbieramy przedgony, tak wolniutko. dobrze, że w tatowej szufladzie był stoper i ocechowana menzurka. oj jak to śmierdzi, zapach, jak płyn Tri, co nim chałat czyściłem, jak na świeżo malowanej ławce usiadłem. Potem gładko uzyskaliśmy przedgonów ciąg dalszy, zapach, jak na początku pejsachówki…
tu, jak zwykle toczyliśmy spory, czy jeszcze czuć, czy nie? Malinowski ma rozkalibrowane receptory, jak na budowie sklepową i Royal pił. zadecydowałem, odbieramy już, bo mnie to już spirytusem dawało, ale pierwsze pół litra postanowiłem zostawić do wyjaśnienia. i tak kontrolując temperaturę nad zbiornikiem, przykręcając zaworek dobrnęliśmy do momentu do końca. pogony poszły już z górki i dobrnęliśmy do końca…
nie było tak różowo, bo się z nim musiałem ciągle o wszystko kłócić, dobrze, że Andrzej zaglądał i co rusz nas na właściwą drogę naprowadzał. nie powiem, jak po drugiej destylacji wyszedł spirytus o niebo lepszy od sklepowego. następnym razem zrobię trzeci raz. Salcia już litr zarekwirowała, bo „Spirtyt w domu musi być” ucięła. Malinoszczaki też dostały i patrzę, i zastanawiam się, co z niego zrobić, może Rabin podpowie, bo i jego dola jest już naszykowana, bo pozwoleństwo dał…
…jakie błędy mnie to sprawdza program, a że dużych liter nie ma? ja piszę w jidysz, a potem tłumaczę, a u nas wielkich liter nie ma. tak jest, aby to autentycznie wyglądało. jak koniecznie to będzie, jak chcecie…
:jude

Awatar użytkownika
zbynek
101%
101%
Posty: 2005
Rejestracja: 2007-07-26, 19:37

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: zbynek » 2018-11-27, 21:18

zachariusz pisze:
2018-11-27, 09:09
... a że dużych liter nie ma? ja piszę w jidysz, a potem tłumaczę, a u nas wielkich liter nie ma. tak jest, aby to autentycznie wyglądało. jak koniecznie to będzie, jak chcecie…
:jude
Ja przymykam oko. :wink:
Najgorsza decyzja, to brak decyzji.
- zbynek, pozdrawiam

Awatar użytkownika
kowal
101%
101%
Posty: 1748
Rejestracja: 2006-02-19, 00:18
Lokalizacja: Z-Dolny Śląsk ;)

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: kowal » 2018-11-27, 21:57

Piszesz w jidisz? :shock: Czy tym językiem mówicie w domu na co dzień? Bo to trochę egzotyka w dzisiejszych czasach :D
Tak sobie myślę, że jak już znudzi Wam się czysty spryt, zaczniecie piwnicy szukać, żeby jakąś bekę ze zbożówką tam ulokować dla przyszłych pokoleń 8)
Kuję żelazo, póki gorące :-)

Awatar użytkownika
zachariusz
20%
20%
Posty: 28
Rejestracja: 2018-10-12, 23:39

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: zachariusz » 2018-11-28, 20:16

Witajcie Szanowni i Czcigodni goje…
wchodzę do domu, a Salcia już w progu zaatakowała mnie „Zdejmij z szafy chanukiję, bo muszę ją wyczyścić”. winien wam jestem, co to jest wyjaśnienie, że to jest dziewięcioramienny świecznik, zapalany tylko raz w roku przy okazji święta Chanuki. „A to nie za wcześnie się za tę robotę bierzesz?” zły, że mnie od roboty odciąga. „ Za wcześnie? Toż to za cztery dni Chanuka, a gotowania mam tyle, szabas zaraz, a potem już czasu nie będzie na nic, bo od wieczerzy w niedzielę świętujemy”…
ona ma niestety rację, to Wam trzeba trochę o tradycji tego wielkiego święta napisać, dokończyć destylacje, które my z Maliniowskim zaczęły, do Rabina jestem umówiony, wszystkie plagi egipskie mnie nachodzą…
owoce się skończyły, to czym ja ten spirytus zaprawię, żeby to i koszernego trochę zrobić, bo z normalnym to chyba nie będzie problemu. Umówiony jestem z Rabinem to on może mi coś doradzi. myślę z ziół coś spłodzić, może jakąś jałowcówkę, ale ona czy koszerna jest to nie wiem. dobry pomysł z tym dębieniem, ale to czasu wymaga. I nie wiem, czy szczapki dębowe upieczone w piekarniku, czy chipsów sklepowych użyć?. niełatwe jest życie aszkenazyjskigo Żyda…
mam taki pomysł, aby z tego cukru zejść i zacząć zacierać zboża. mój tate tak czasami nastawiał, ale z lenistwa nie chciało mi się tego robić. bo to naprawdę z tym wielkie mecyje, wodę gotować, studzić, jakieś enzymy dodawać. ziarno kupić, rolników coraz mniej, bo jak kupić to sprawdzone, pewne. jestem dobrej myśli z tyloma rzeczami już dałem sobie radę, co by ten spiryt robić to i to przejdę. na forum tam pewno pełno informacji jest, to się poszuka.teraz szabas, osiem dni Chanuki, potem nowy rok to do tego czasu nic nowego nie spłodzę…
idę do składzika, a tam Maliniowska się kręci, toż to największy wróg koszerności. Salcia ma zapowiedziane, że tam może wchodzić tylko, jak będę umarły lub chociaż ciężko umierający.wpadłem tam i mój pomagier wystraszony wyprzedzając moje pytanie oznajmia, że ona tu nie wchodziła, tylko przez drzwi krzyczała. kamień spadł mi z serca, bo to na koszerne planowałem. sprawdziłem jakość, wszystko w najlepszym porządku, procentowość i czystość się zgadza.”Niczego nie dotykałeś, bo wiesz, że koszerne teraz idzie?” pokiwał głową przecząco, że nie. dałem mu coś na odchodne i sam już dokończyłem.
na szybko taki żart z tatowego zeszytu…
Przychodzi biedny Żyd do synagogi, klęka i zaczyna się modlić. Mówi:
- Panie Jedyny, spraw, abym miał w życiu choć odrobinę szczęścia.... abym tak czasem znalazł 5... może 10 złotych...
Za nim podchodzi drugi Żyd, puka w ramię biednego i mówi szeptem:
- Panie! Masz tu stówkę i spadaj.... bo my tu o poważne sumy
... a po jakiemu mam mówić i myśleć? z rabinem, Salcią, z rodziną po jidysz, a Cyganie po jakiemu ? po cygańsku.
:jude

Awatar użytkownika
zachariusz
20%
20%
Posty: 28
Rejestracja: 2018-10-12, 23:39

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: zachariusz » 2018-11-30, 06:58

Witajcie Szanowni i Czcigodni goje…
zgodnie z obietnicą w przeddzień święta Chanuki trochę właśnie o niej. jest to jedno z ważniejszych świąt dla Żydów, trwa osiem dni, jest radosne i obchodzimy je na pamiątkę poświęcenia ołtarza w Świątyni Jerozolimskiej, po tym, jak został sprofanowany w 167p.n.e. przez greckiego władcę AntiochaIV. dokonał tego Juda, przywódca powstania żydowskiego przy pomocy jednego dzbana oliwy, który powinien starczyć na jeden dzień, a ogień w lampie utrzymywał się osiem dni. to coś, jak cud Jezusa w Kanie Galilejskiej. Na pamiątkę palimy ogień w chanukiji, dziewięcioramiennym świeczniku, którego używamy raz w roku. normalnie używamy menory , siedmioramienny. nie chcę za bardzo wchodzić w szczegóły, które świeczki zapala się pierwsze, i że odpala się je od tej dziewiątej, co jest w oddaleniu… i takie tam inne ble, ble. jak ktoś chce wiedzieć więcej może doczytać w Internecie, ja tego wszystkiego uczyłem się w chederze…
w składziku po ojcu została chanukija na gaz, ale z Salcią postanowiliśmy z niej zrezygnować. Kupuje gdzieś specjalne świeczki z nieplecionym knotem, które naprawdę bardzo długo się palą. moim obowiązkiem oczywiście jest zapalanie świec i powieszenie mezuzy. cieszę się na to święto, bo trochę odpocznę i zrelaksuję się po tych długodystansowych zajęciach…
w tatowej szufladzie znalazłem drejdel to taki chanukowy bączek i drugi popularny za komuny wzorowany na tym pierwszym. drejdel ma cztery ściany o nazwach nun, gimel, he i szin, są to pierwsze litery zdania ”wielki cud zdarzył się tam” , a w grze nun- wszyscy dają stawkę, towarzystwo/T/, gimel- bierzesz wszystko/BW/, he-bierzesz połowę/BP/, szin- daj stawkę/DS/a ten komunistyczny ma sześć ścian DP- daj połowę i N- nic. Do tej gry matka robiła czekoladowe pieniądze, które były owinięte w złotko. Forma do robienia tych monet krążyła w mojej rodzinie od dawien dawna. Salcia naszym dzieciom i wnukom też takie robiła. tradycja niestety zanikła, forma leży w szufladzie…
gry odbywały się piątego dnia Chanuki dzieci puszczały drejdla i mężczyźni grali w karty, ja zawsze wygrywałem, a najczęściej graliśmy w sześćdziesiąt sześć lub w pokera. na mniejsze stawki w brydża albo w tysiąca. najlepsze karty były z Izraela, mam jeszcze takie na specjalne okazje, bo często dostaję je w prezencie. najczęściej przegrywał Rabin i ten orangutan Benchamor. pamiętam, jak przegrał całą gotówkę przeznaczoną na wycieczkę w Karpaczu, dostało mu się od Racheli. towarzystwo karciane niestety nam się wykrusza, braknie nieodżałowanego kompana Jeremiasza, w zastępstwie Dawid Goldblatt z synem i zięciem, no i może Rabin nas odwiedzi. oby nie było, jak jednego roku, że graliśmy codziennie, aż do Nowego Roku, bo każdy się chciał odegrać…
jedzenia Salcia naszykuje, jak zwykle naleśniki z mniodem, powidłami, różnych racuchów, placków ziemniaczanych, ciast przeróżnych, marcepanów. szkoda, że dzieci nie będzie , bo bardzo lubiłem te cukierki z sezamem i mniodem, no i ulubiona chałwa.
A teraz akuratny żart z tatowego kajetu
Pięciu Żydów gra w pokera. Mejerowicz w jednym rozdaniu traci 500 dolarów, wstaje, chwyta się w szoku za pierś i pada martwy na podłogę. Pozostali kontynuują grę na stojąco, dla okazania szacunku swojemu kumplowi. Po zakończonej grze jeden wstaje i mówi:
- Kto pójdzie i powie żonie Mejerowicza?
Losują, ciągnąć patyki. Nordchaim, który zawsze przegrywa, wyciąga najkrótszy. Koledzy instruują go, aby był delikatny i dyskretny, aby nie pogorszać sytuacji.
- Dyskretny?- mówi Nordchaim- Jestem mistrzem dyskrecji i dyplomacji, zaufajcie mi.
Idzie do domu Mejerowiczów, puka do drzwi, otwiera żona Mejerowicza i pyta się czego chce.
-Twój mąż stracił właśnie 500 dolarów i boi się wrócić do domu.
Żona wzburzona mówi:
- Powiedz mu, niech się żywy nie pokazuje w domu! Żeby tak padł martwy, łajdak.
-Tak mu powiem.
:jude

Awatar użytkownika
kowal
101%
101%
Posty: 1748
Rejestracja: 2006-02-19, 00:18
Lokalizacja: Z-Dolny Śląsk ;)

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: kowal » 2018-11-30, 20:05

Bardzo ciekawe są te tradycje i zwyczaje oraz ich rodowód.
Ad kawału, to słyszałem wersję, gdzie żona mówi "a niech go szlag trafi!", a posłaniec złej wieści grzecznie odpowiedział "już go trafił" :wink:
Kuję żelazo, póki gorące :-)

Awatar użytkownika
ZIELONKA
50%
50%
Posty: 138
Rejestracja: 2016-02-07, 20:48

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: ZIELONKA » 2018-12-10, 17:54

Cicho tu coś jak na pogrzebie organisty. Czyżby się synalek z Cebosiu Zacharego czepił ? A miałem nadzieję jeszcze sobie Zacharego poczytać.
No cóż w takim razie ja zapodam żart którego nie bardzo rozumiem -może mi Zachary wyjaśni o co tu chodziło.

Bogaty Żyd kupił wspaniały dom w Beverly Hills w Kaliforni i zatrudnił pracownika by urządził wnętrza. Gdy praca została ukończona gospodarz był zachwycony, jednak zauważył, że pracownik zapomniał umieścić mezuzę na drzwiach.
Wyszedł więc i kupił 50 mezuz, a następnie poprosił pracownika by umieścił je po prawej stronie każdych drzwi w domu, poza łazienkami i kuchniami. Gdy wyszedł poważnie martwił się, czy pracownik nie uszkodzi farby na drzwiach, albo czy przybije je poprawnie.
Jednakże, gdy po kilku godzinach wrócił do domu, zobaczył, że praca została właściwie wykonana. Z radości wypłacił pracownikowi premię mówiąc:
– Jestem bardzo zadowolony z twojej pracy…
– A propo, usunąłem gwarancje z nich i zostawiłem je panu na stole!

że niby jakie gwarancje i co to jest owa mezuza ?

a to jeszcze jeden -ten mi się mocno podoba

Małżonkowie obchodzą 50-rocznicę ślubu w Synagodze. Rabin poprosił Moshego by podzielił się z całą kongregacją swoimi spostrzeżeniami, jak udało mu się przez tyle lat żyć z jedną kobietą. Moshe przemawia:
– Tak więc, szanowałem ją i wydawałem na nią pieniądze. Ale najważniejsze to, że wziąłem ją w podróż na szczególną okazję.
Rabin pyta:
– Podróże? A gdzie?
– Na naszą 25-rocznicę zabrałem ją do Pekinu w Chinach.
Rabin krzyczy:
– Co za straszny przykład dajesz pozostałym mężom, Mosze!
Ale powiedz, co zrobiłeś dla żony na 50-rocznicę?
– Wróciłem i przywiozłem ją z powrotem.


Eh jakby moja teściowa chciała lecieć to wziąłbym kredyt.
No to jadziem Panie

Awatar użytkownika
kowal
101%
101%
Posty: 1748
Rejestracja: 2006-02-19, 00:18
Lokalizacja: Z-Dolny Śląsk ;)

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: kowal » 2018-12-10, 21:48

Może Chanuka się przeciągnęła i panowie w karty rżną :lol:

A co do mezuzy też nie wiedziałem, ale wiki pomaga :)
https://pl.wikipedia.org/wiki/Mezuza
Kuję żelazo, póki gorące :-)

Awatar użytkownika
ZIELONKA
50%
50%
Posty: 138
Rejestracja: 2016-02-07, 20:48

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: ZIELONKA » 2018-12-10, 22:32

Nie chciałem badać wiki -ciekaw byłem co Zachary napisze jak to z tymi drzwiami bywa.
Chanuka - właśnie widziałem prezydenta jak zapalał świecę i cieszyłem się że wiem o co w tym chodzi z forum.
No to jadziem Panie

Awatar użytkownika
zachariusz
20%
20%
Posty: 28
Rejestracja: 2018-10-12, 23:39

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: zachariusz » 2018-12-11, 17:25

Witajcie Szanowni i Czcigodni goje…
…no i po Świętach Chanuki... oj się działo, pejsachówka miała powodzenie, jak zwykle, nowe trunki ze spirytusu jeszcze nie gotowe, ale i na nie też znajdzie się amator. prowadzę konsultacje z potencjalnymi klientami, jakie rodzaje by ich interesowały, żeby interes się kręcił. tyle zachodu i pieniędzy mnie to kosztowało, i o tym incydencie na złomowisku nie wspomnę. na razie Maliniowski swoimi kanałami rozprowadza tę nie koszerną, nie powiem i nawet zadowolony z niego . kosztem jakiś małych strat się to odbywa, bo człowiek nie wielbłąd i od czasu do czasu musi się napić...
jednak to mała strata w porównaniu do tej, której doznał mój budżet piątego dnia Chanuki, bo wtedy zgodnie z tradycją zaczynamy się hazardować . od razu, jak tylko usiedliśmy do stołu byłem rozkojarzony, myśli moje krążyły ciągle wokół tego nieszczęsnego spirytusu, byłem tego dnia rozkojarzony, czy efekt poprzedniego dnia dawał mi się we znaki i przegrałem do Rabina dużą sumę pieniędzy. Salcia w porę zmiarkowała, że jak dłużej będę tracił fortunę to nic dobrego z tego nie wyniknie i powiedziała „Oj stary, ty się dzisiaj do drajdla nadajesz, idź pograć z chłopakami” pomyślałem, Adonai, dzięki Ci Panie, że mnie obdarzyłeś roztropną żoną. pierwsza dobrą rzeczą, którą wymyśliła żeby iść z wizytą do Goldblattów, bo tam będą dzieci i ominie ją robota przy garach, co nie do końca się sprawdziło, bo i tak zaangażowała się w kuchenne zajęcia, i była jak zwykle primadonną od wyżerki. przy pomocy innych pań wytworzyły góry różnych smakowitych placków ziemniaczanych zwanych latkets, pączków po naszemu sufganijot, faworków, racuchów, smakowitych przysmaków serowych i cukierków z sezamu i miodu, których jestem dozgonnym amatorem...
gra w drajdla poszła mi zdecydowanie lepiej, ograłem wszystkie dzieciaki, i tak całą wygraną zostawiłem, bo cóż mi z czekoladowych „pieniędzy”, zostawiłem sobie jedną monetę na szczęście. nie wiem, czy za jej przyczyną przy kolejnych grach odegrałem znaczną sumę z mojej wcześniejszej przegranej. potem , jak zwykle były śpiewy i inne zabawy. jak wracaliśmy do domu Salcia nie wspominała o mojej przegranej, zajęliśmy się szukaniem zapalonych chanukiji, niestety wszystkie okna były ciemne... nam się trochę przykro zrobiło, że tak stara i piękna tradycja zanika bezpowrotnie. w końcu żyjemy w katolickim kraju, a dla chrześcijan to nie jest czas zabawy tylko Adwent, czyli oczekiwanie narodzin Chrystusa...
... widzę, że zainteresował Was temat mezuz. w tym dowcipie jest pewna nie konsekwencja, co do liczby tych mezuz. ile wejść może mieć dom nawet na Beverly Hills? myślę, że może z dziesięć. i wiesza je się przy wejściu głównym, aby wszyscy wiedzieli, że wchodzą do domu żydowskiego.
w tatowej szufladzie jest parę mezuz, które tate kupował na bazarach, podobno po ostatniej wojnie wiele z nich zostało zniszczonych przez nowych właścicieli pożydowskich domów.
w wikipedii istota mezuz jest nawet dobrze opisana, szczególnie sposób jej zawieszania, czy pionowo, czy poziomo... i jak to z Żydami bywa, jak jest spór między dwoma, to sześciu Rabinów będzie miało na tę sprawę inne rozwiązanie, więc aszkanazyjscy dostojnicy tzw. żydowskm targiem zalecają mocować je ukośnie. na szczęście wszyscy są zgodni, że w samolotach, w kajutach na statkach nie zawiesza się tych przedmiotów, ale w koszernych hotelach, szpitalach już tak. opowiadał mi mój sławny szwagier, ten od Racheli, że w niektórych amerykańskich szpitalach zapewne tych koszernych, bo tam takich jest niemało mezuzy są. inną bardzo ważną sprawą jest, aby ten rulon, który jest tam umieszczany był bez błędów. zajmowali się tym tzw. uczeni w piśmie blisko związani z Rabinatem.
:jude

Awatar użytkownika
ZIELONKA
50%
50%
Posty: 138
Rejestracja: 2016-02-07, 20:48

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: ZIELONKA » 2018-12-23, 22:00

Hej Zachary - jakieś motto na święta ?
Bo jakoś długo nic. Czyżby kryzys ? Czy już sie na foruma nie zachadza bo aparat działa i nastała era prosperity a Malinioski czyha za rogiem?

A propo kryzysu

Nowy Jork. Icek zadaje ojcu pytanie:
– Tate, co to znaczy „prosperity”, a co znaczy „kryzys”?
– Jak by ci to, synku, wytłumaczyć? – zastanawia się rodzic i mówi po chwili: – Prosperity to szampan, elegancka limuzyna i piękne kobiety, a kryzys to lemoniada, metro i… twoja matka.
Pozdrawiam.
No to jadziem Panie

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 21 gości