Trzeba zacząć wreszcie spijać te dymne łyse... No to Kilchoman 2010 - The Trilogy. Dziwna ta łysa. Wącham: hmm dymna ale delikatna. Próbuję: dymu w bród, ostry, taki jak ze świeżo wędzonego torfem słodu. Mocno spirytusowa, tak aż za bardzo. Po dodaniu odrobiny wody dym trochę odpuszcza ale za to pojawiają się mokre szmaty? Takie przepalone i słone?

Finisz delikatniejszy, długi, jakby coś słodkiego lekko było gdzieś między dymem a tymi szmatami? I posmak dymu zostaje, lekki, długi, jak by człowiek wyszedł tyle co z głównego strumienia dymu ogniska ale ciągle coś wisi w powietrzu

Dym zupełnie inny niż w Uigeadail, gdzie dopiero po czasie zaczął dawać czadu. Taki suchy, bez posmaków Islay. Pierwszy raz taką łysą piłem. Są jeszcze jakieś inne smaki, ale nie umiem ich rozróżnić...
Ale co tam Zdrowie Wszystkich!