Przestało kapać
Ja miałem kiedyś tak, jechałem sobie jak za starych czsaów, spokojnie na pot stillu, szklana kolba 10l. Ale coś mi nie równomiernie wrzało, zapomniałem dac kamyczków do kolby. Pomyślałem sobie, wyjme na chwilę korek i szybko wsypię te kamyczki. Jak pomyslałem tak zrobiłem - jak buchnęło oparami z kolby, opary się zapaliły - mały pożar był i nauczka też Rzęsy i brwi opalone, dobrze że rękawiczki miałem.
Pozdrawiam
No, to miałeś szczęście, że Ci się usta i zęby nie zacisnęły na końcówce .
Dopiero by było, jakby znaleziono sztywniaka podłączonego do zaworu odbioru:
- Ten to nie mógł już poczekać, aż nakapie - patrz jak się przyssał, nie puścił aż do końca. Nic skubany nie zostawił.
A poważnie - naprawdę warto mieć trójprzewodowy przewód zasilający, z zerowaniem.
Jeśli nie, to przynajmniej podłączyć baniak kawałkiem drutu do kaloryfera albo wodociągu.
Dopiero by było, jakby znaleziono sztywniaka podłączonego do zaworu odbioru:
- Ten to nie mógł już poczekać, aż nakapie - patrz jak się przyssał, nie puścił aż do końca. Nic skubany nie zostawił.
A poważnie - naprawdę warto mieć trójprzewodowy przewód zasilający, z zerowaniem.
Jeśli nie, to przynajmniej podłączyć baniak kawałkiem drutu do kaloryfera albo wodociągu.
Ostatnio zmieniony 2008-10-08, 09:35 przez Astemio, łącznie zmieniany 1 raz.
Najlepszym miernikiem nieskończoności jest ludzka głupota i arogancja.
No to i ja sie podziele swoja nieuwaga podczas procesu ,po nastawieniu aparatury cos za bardzo gazem mi smierdzialo ,nieraz jak palnik krzywo lezy nie pali sie prawidlowo i czuc gazem,postanowilem zajzec przez dziurke u dolu kega na plomien ,no i stalo sie, tylko zasyczalo i zapieklo dotknelem czolkiem kega ,a grzal sie juz z 20 minut,no i plame taka jak "Gorbaczow" nosilem z 2 miesiace
Ostatnio zmieniony 2008-10-08, 20:26 przez onek_uk, łącznie zmieniany 1 raz.
Astemio pisze:
A poważnie - naprawdę warto mieć trójprzewodowy przewód zasilający, z zerowaniem.
Jeśli nie, to przynajmniej podłączyć baniak kawałkiem drutu do kaloryfera albo wodociągu.
Z prądem nigdy nie ma żartów, wiem to jakem elektryk, jeśli mamy w zbiorniku grzałki elektryczne zbiornik musi być podłączony do przewodu ochronnego sieci zasilającej. Nie zawadzi zasilać kociołka z wydzielonego obwodu o odpowiednio dobranym zabezpieczeniu przeciążeniowym, wyłącznik różnicowoprądowy, przeciwporażeniowy też nie zawadzi.
W tej chwili nie są to wielkie koszta, a dobra instalacja elektryczna może nam zaoszczędzić mnóstwa problemów.
Najgorsza decyzja, to brak decyzji.
- zbynek, pozdrawiam
- zbynek, pozdrawiam
Też miałem kiedyś niebezpieczną przygodę. Jadę sobie z suróweczką na szkle w kuchni, ale jakoś tak niespokojnie. Zapomniałm dać kamyków wrzennych. Ale myślę sobie - jakoś dojadę. Nie dojechałem. Wydmuchało deflegmator. Troszkę się paliło, ale sytuacja została szybko opanowana. Trochę sprzątania było, bo surówka była z nadmanganianem
No ale nic. Posprzątałem, ochłonęłem. Lepiej późno niż wcale pomyślałem sobie. Pod ręką miałem węgiel aktywowany, który zwykle stosowałem. Suchy. Dosypałem słuszną porcję do stygnącej od dobrej chwili suróweczki. Nie wiem co tam za reakcja zaszła, ale sąsiada z piętra wyżej tylko sufit (podłoga?) powstrzymała przed podziwianiem "pięknej" fontany. Miałem wiele szczęścia, że gaz nie był włączony w tym czasie, a płaszcz nie był jak to zwykle bywało olejowy, a solankowy i to do tego dość dobrze od góry zakryty. Dla mnie skończyło się to więc zażyciem wysokoprocentowej kąpieli tylko. Że miałem jeszcze coś do sprzątania też mogłem się tyko cieszyć.
Tak, tak do tego hobby trzeba mieć respekt. I zasady BHP muszą (!) być na pierwszym miejscu.
PS. Był kiedyś już wątek gdzie opisywaliśmy takie przygody. Może połączyć część tego tematu z tym wcześniejszym?
No ale nic. Posprzątałem, ochłonęłem. Lepiej późno niż wcale pomyślałem sobie. Pod ręką miałem węgiel aktywowany, który zwykle stosowałem. Suchy. Dosypałem słuszną porcję do stygnącej od dobrej chwili suróweczki. Nie wiem co tam za reakcja zaszła, ale sąsiada z piętra wyżej tylko sufit (podłoga?) powstrzymała przed podziwianiem "pięknej" fontany. Miałem wiele szczęścia, że gaz nie był włączony w tym czasie, a płaszcz nie był jak to zwykle bywało olejowy, a solankowy i to do tego dość dobrze od góry zakryty. Dla mnie skończyło się to więc zażyciem wysokoprocentowej kąpieli tylko. Że miałem jeszcze coś do sprzątania też mogłem się tyko cieszyć.
Tak, tak do tego hobby trzeba mieć respekt. I zasady BHP muszą (!) być na pierwszym miejscu.
PS. Był kiedyś już wątek gdzie opisywaliśmy takie przygody. Może połączyć część tego tematu z tym wcześniejszym?
O kurczę ale się posypało różnych ciekaw przygód.dastin pisze:nic nowego na mojej rakiecie na wzor wsop takze zaciagalo powietrze podcxzas no zmniejszania grzania ale wyjsciem jest tak jak mowia przedmowcy koncowka weza musi byc luzna tz nie zanurzona w destylacie i bedziwe ok
Dastin, wynika z tego, że faktycznie zalało kolumnę. Ale wężyk nie był zanurzony w destylacie, dyndał sobie w 5 litrowym gąsiorku z odpowietrzeniem. Być może więc, że faktycznie moc palnika była za duża.
Dziękuję za porady od wszystkich.
ZBIERZMY MILION http://www.upr.org.pl/main/milion.php
To i kolej na mnie .Czekałem na zamówiony wężyk silikonowy.Aparatura stała przy wannie .Na wannie deska na niej wiaderko a na nim butelka po 1l kubusiu bezposrednio pod chłodnicą.Grzanie gazem.
Krótkie wyjście na ogród w celu zebrania winogron( wiadomo na co ).Przelało się Z kubusia na wiadro, z wiadra na deskę , z deski na.... dalej nie piszę. Nauczka na całe życie.
Krótkie wyjście na ogród w celu zebrania winogron( wiadomo na co ).Przelało się Z kubusia na wiadro, z wiadra na deskę , z deski na.... dalej nie piszę. Nauczka na całe życie.
pozdrawiam Gucio
Kiedyś mnie się przytrafiło coś takiego: nastawiłem kociołek, podstawiłem naczynie do odbioru, puściłem wodę na chłodnicę i deflegmator. Po pewnym czasie odebrałem przedgony, podstawiłem duży trzy litrowy słój na odbiór. Kolumna wydawała się być właściwie zalana i stabilna. Więc wyszedłem na chwilę. Owa chwila widocznie była za długa, bo jak wróciłem słój był prawie pełny a na szczycie kolumny prawie 90 stopni. Zakręciłem gaz. Po chwili wpadłem na pomysł, aby to, co uleciało zpowrotem wlać do kociołka i zacząć od nowa. Jak pomyślałem tak zrobiłem, tyle, że płyn w kotle miał już znacznie wyższą temperaturę od temperatury wrzenia tego, co zdążyło nakapać. Efekt był taki, że chyba większa część tego, co wlałem natychmiast odparowała i buchnęła przez otwór zbiornika. Na szczęście gaz był zakręcony a ja miałem odchyloną głowę, więc poza tym, że się nawdychałem mocnych oparów nic się nie stało.
Najgorsza decyzja, to brak decyzji.
- zbynek, pozdrawiam
- zbynek, pozdrawiam
- Andrzej D.
- 10%
- Posty: 14
- Rejestracja: 2008-07-29, 18:18
Juupiii!!! ))) Własnie idzie pierwszy wypęd z mojej kolumienki zrobionej na wzór robola. Posprawdzeniu ile ma woltów alkomierz się utopił. Na początku pomyślałem że jest zepsuty a potem że pewnie destylacik idzie lekko ciepławy i stąd ten błąd. W rurę poszło na próbę 12l wyklarowanego już zacieru owocowego. Później napiszę jaki uzysk. Pozdrawiam wszystkich
[ Dodano: 2008-10-09, 22:07 ]
Mam już wyniki które baaardzo mnie zadowalają . Wyszło 2l czyściutkiego jak kryształ wybryku o głośności 92 vol. (zchrzaniłem drugą flaszkę jaka leciała bo leciała za szybko )
[ Dodano: 2008-10-09, 22:07 ]
Mam już wyniki które baaardzo mnie zadowalają . Wyszło 2l czyściutkiego jak kryształ wybryku o głośności 92 vol. (zchrzaniłem drugą flaszkę jaka leciała bo leciała za szybko )
Panowie, chyba mnie krew zaleje.
Znowu to samo. A przecież wężyk dynda sobie w powietrzu wpuszczony do odpowietrzanego dymionka. Przez pierwszą godzinę wszystko idzie jak w książkach pisze. A potem zaczyna się... Najpierw przestaje kapać. Potem w chłodnicy poziom skroplin gwałtownie rośnie i opada. Idąc za waszymi radami skręcam grzanie na tyle na ile się tylko da. Temperatura wrzenia spada. Dalej nic nie kapie. Poziom destylatu w chłodnicy huśta się to w dół to w górę. Od czasu do czasu coś tam z końca węża jeszcze poleci. A potem nic już nie pomaga ani kręcenie refluksem, ani zaworem wylotowym. W kegu robi się chyba jakieś wielkie podciśnienie bo wszystko leci z powrotem do beczki. Nie wiem, może w czasie destylacji potrzebne jest jakieś odpowietrzenie kega czy co?
Kolumna ma 2m wysokości, z refluksem i z palcami. Taka jaką oferuje VSOP. Nazywa się to to SUPREME de Lux. Kiedy destylowałem pierwszy raz wszystko poszło w miarę dobrze. Jedyna zmiana jaką zastosowałem to zmiana wężyka wylotowego z 8mm na 6mm. Ale to przecież chyba bez znaczenia? Czy ktoś wie dlaczego tak się dzieje? I niby dlaczego miałoby dochodzić do zalewania kolumny, kiedy przez ponad godzinę wszystko idzie jak należy, niczego nie zmieniam, czasem tylko delikatnie, naprawdę delikatnie dotykam zaworów refluks i odbiór, ale staram się aby to były minimalne ruchy rzędu dziesiątych milimetra.. (Kiedy wydaje mi się, że za wolno kapie).
PS
I jeszcze jedno, jak jest możliwe ustawienie równowagi pomiędzy odbiorem i refluksem? Przecież to niemożliwe, zawsze albo poziom w chłodnicy będzie minimalnie rósł, albo opadał? Proszę o porady.
Znowu to samo. A przecież wężyk dynda sobie w powietrzu wpuszczony do odpowietrzanego dymionka. Przez pierwszą godzinę wszystko idzie jak w książkach pisze. A potem zaczyna się... Najpierw przestaje kapać. Potem w chłodnicy poziom skroplin gwałtownie rośnie i opada. Idąc za waszymi radami skręcam grzanie na tyle na ile się tylko da. Temperatura wrzenia spada. Dalej nic nie kapie. Poziom destylatu w chłodnicy huśta się to w dół to w górę. Od czasu do czasu coś tam z końca węża jeszcze poleci. A potem nic już nie pomaga ani kręcenie refluksem, ani zaworem wylotowym. W kegu robi się chyba jakieś wielkie podciśnienie bo wszystko leci z powrotem do beczki. Nie wiem, może w czasie destylacji potrzebne jest jakieś odpowietrzenie kega czy co?
Kolumna ma 2m wysokości, z refluksem i z palcami. Taka jaką oferuje VSOP. Nazywa się to to SUPREME de Lux. Kiedy destylowałem pierwszy raz wszystko poszło w miarę dobrze. Jedyna zmiana jaką zastosowałem to zmiana wężyka wylotowego z 8mm na 6mm. Ale to przecież chyba bez znaczenia? Czy ktoś wie dlaczego tak się dzieje? I niby dlaczego miałoby dochodzić do zalewania kolumny, kiedy przez ponad godzinę wszystko idzie jak należy, niczego nie zmieniam, czasem tylko delikatnie, naprawdę delikatnie dotykam zaworów refluks i odbiór, ale staram się aby to były minimalne ruchy rzędu dziesiątych milimetra.. (Kiedy wydaje mi się, że za wolno kapie).
PS
I jeszcze jedno, jak jest możliwe ustawienie równowagi pomiędzy odbiorem i refluksem? Przecież to niemożliwe, zawsze albo poziom w chłodnicy będzie minimalnie rósł, albo opadał? Proszę o porady.
ZBIERZMY MILION http://www.upr.org.pl/main/milion.php
@ Tomassi
"I jeszcze jedno, jak jest możliwe ustawienie równowagi pomiędzy odbiorem i refluksem? Przecież to niemożliwe, zawsze albo poziom w chłodnicy będzie minimalnie rósł, albo opadał? "
Nie bardzo rozumiem o jakim poziomie w chłodnicy mówisz.
Czy aby przypadkiem nie zamieniłeś miejscami chłodzenia z przepływem par do skroplenia?
Ni e może być mowy o poziomie skroplin w chłodnicy. To jest rura, w którą z góry wpływa gazowy alkohol a dołem odpływają skropliny.
Pozdrawiam
"I jeszcze jedno, jak jest możliwe ustawienie równowagi pomiędzy odbiorem i refluksem? Przecież to niemożliwe, zawsze albo poziom w chłodnicy będzie minimalnie rósł, albo opadał? "
Nie bardzo rozumiem o jakim poziomie w chłodnicy mówisz.
Czy aby przypadkiem nie zamieniłeś miejscami chłodzenia z przepływem par do skroplenia?
Ni e może być mowy o poziomie skroplin w chłodnicy. To jest rura, w którą z góry wpływa gazowy alkohol a dołem odpływają skropliny.
Pozdrawiam
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 44 gości