Odkopię temat. Ostatnio , wreszcie, po latach tzw. "prokrastynacji", jak się teraz nowomodnie nazywa zwykłe odwlekanie, zmontowałem wędzarnię.
Skrzynia ze starych płyt meblowych o wymiarach wew. 50x50cm h niecały metr.
W tym trzy szuflady z bardzo drobną siatką z nierdzewki jako dna. H szuflady to ok. 90mm, z czego robocza wysokość to ok. 70-80mm.
Od wczoraj wędzę torfem bałtyckim śrutowany jęczmień. Łącznie będzie jakieś 13-13,5 godzin wędzenia. Wędzę metoda Pietra, czyli stara kuchenka elektryczna zamiast dymogeneratora.
Jutro zacieranie enzymami.
Taka mikro partia. Mam (otrzymaną w prezencie) "beczkę", a właściwie antałek 8l, którą od trzech lat ługuję domowymi winami wzmacnianymi i do tej beczułki pójdzie ten torfiak. Docelowo raczej jako składnik blendów, a nie whisky sama w sobie.
Bo w tak małej beczce w mojej piwnicy voltaż będzie spadał pewnie z 7 pkt procentowych rocznie.
Zobaczymy, co będzie.
____________________
Dodane dzień później, czyli 13.07.
Zatarte, breja pachnie wprawdzie dymem torfowym, ale nie jakoś straszliwie wyraziście. Tak umiarkowanie bym to określił.
Sprzęt wymaga dopracowania. W szczególności uszczelnienia postawy pod szuflady, bo dym woli przemieszczać się szczelinami między szufladami a ściankami skrzyni. No i ześrutowanego materiału ładować trzeba mniej, bo opory są duże. Ale ogólnie patent działa
_________
Kolejna edyta, późny wieczór.
Drożdże Safspirit M-1 ruszyły z kopyta, po 4,5 h od zadania MD już są "kłębuszki" piany na 2-3 cm. Nigdy nie robiłem na tych drożdżach, w ogóle to cztery lata minęły od mojej ostatniej zbożówki, czas spróbować czegoś innego niż fermiole czy alcotec whisky.
Inna rzecz, to teraz, jak zaczęła się fermentacja, zapach torfowej wędzonki przybrał na sile. Takie są przynajmniej moje odczucia węchowe.