"Śliwowica" (ze śliwek ;) ) Odcinek 1
a jak tam głowa się czuje następnego dnia po degustacji nektaru z jednego przebiegu ?
ja wolę nie ryzykować i cukrowo-ziemniaczany wsad leci z kanki przez 2 słoikowe odstojniki oraz chłodniczkę czysty jak łza (3-krotnie, bo robię jak dla mamy)
w międzyczasie ostatnio próbowałem chemii, zawsze zaś 40% przepuszczam przez węgiel aktywny. w efekcie w nalewkach wcale nie czuć "księżyca", czysta jest aksamitna, a jeśli potrzebuję rumu, whiskey czy ginu to wspomagam się szwedzkimi zaprawkami.
jak się zbiorę, to opiszę szczegółowo
śliwowica po pierwszym przejściu nie nadawała się moim zdaniem do picia, po trzecim przejściu ma odpowiedni "swój" smak
czekamy wszyscy na sezon
Bimba
ja wolę nie ryzykować i cukrowo-ziemniaczany wsad leci z kanki przez 2 słoikowe odstojniki oraz chłodniczkę czysty jak łza (3-krotnie, bo robię jak dla mamy)
w międzyczasie ostatnio próbowałem chemii, zawsze zaś 40% przepuszczam przez węgiel aktywny. w efekcie w nalewkach wcale nie czuć "księżyca", czysta jest aksamitna, a jeśli potrzebuję rumu, whiskey czy ginu to wspomagam się szwedzkimi zaprawkami.
jak się zbiorę, to opiszę szczegółowo
śliwowica po pierwszym przejściu nie nadawała się moim zdaniem do picia, po trzecim przejściu ma odpowiedni "swój" smak
czekamy wszyscy na sezon
Bimba
Tak jak napisałem powyżej, patrze aby nie zagotowac zacietu, w tym celu w bańkę mam wstawiony termometr więc znacznie ułatwia mi to kontrolowanie temperatury.
A z głową to jest ok, ostatnio wypróbowałem, dwa wieczory i noce balangi, zapijanej księżycówa i finlandią (brakło nektaru) i było ok. Zero dymiącej czachy, tylko pić sie chciało, ale to normalne, no i miałem ogromny apetyt na jedzenie.
Właśnie skończyłem filtrować grapp-e przez 2 filtry papierowe zakupione u 98% i alkochol jest czyściutki jak łza i moim zdaniem nadaje się do picia, ale to już kwestia gustu.
A czy ktoś mi odpowie na moje wcześniejsze pytanie??
A z głową to jest ok, ostatnio wypróbowałem, dwa wieczory i noce balangi, zapijanej księżycówa i finlandią (brakło nektaru) i było ok. Zero dymiącej czachy, tylko pić sie chciało, ale to normalne, no i miałem ogromny apetyt na jedzenie.
Właśnie skończyłem filtrować grapp-e przez 2 filtry papierowe zakupione u 98% i alkochol jest czyściutki jak łza i moim zdaniem nadaje się do picia, ale to już kwestia gustu.
A czy ktoś mi odpowie na moje wcześniejsze pytanie??
Ostatnio zmieniony 2007-07-19, 01:43 przez pilatus, łącznie zmieniany 1 raz.
no właśnie. dawno już miałem zapytać, ale kankowców mało na forum zdaje się jest
(może założyć jakiś osobny dla nas) ?
swój termometr mam umieszczony w deklu
na początku starałem się utrzymywać temperaturę 80-90 oC, ale z chłodnicy wówczas nic nie leci. gdy grzałka (nie używam gazu) pracuje na full, to dopiero wtedy zaczyna kapać, a następnie ciurkać strumyczek płynu 80 ..... 40%.
dzieje się tak do wyczerpania procentów w kance, wówczas nagle wykapuje stężenie tylko ok.20%.
zawsze jak wyłączę choćby na chwilę grzałkę, to przestaje kapać, mimo że na termometrze jest czasami nawet ponad 100 oC
z czego to wynika ?
B.
(może założyć jakiś osobny dla nas) ?
swój termometr mam umieszczony w deklu
na początku starałem się utrzymywać temperaturę 80-90 oC, ale z chłodnicy wówczas nic nie leci. gdy grzałka (nie używam gazu) pracuje na full, to dopiero wtedy zaczyna kapać, a następnie ciurkać strumyczek płynu 80 ..... 40%.
dzieje się tak do wyczerpania procentów w kance, wówczas nagle wykapuje stężenie tylko ok.20%.
zawsze jak wyłączę choćby na chwilę grzałkę, to przestaje kapać, mimo że na termometrze jest czasami nawet ponad 100 oC
z czego to wynika ?
B.
swego czasu naczytałem się czarnej oliwki i tam w wielu postach było napisane że temperatura nie powinna przekraczać 80C, ale u nas czyli osób które pracują na kance to dopiero od niej zaczyna sie produkcja, ja tak jak napisałem stawiam kane na gazie odkrecam do oporu i wyłączam dopiero jak skończę czyli do ok 45%, jak miałem krótką chłodnicę, czyli ok 2-3 m rurki to mogłem wycisnąć i 20% ale teraz przy 10 metrach rury w chłodnicy dochodzę do 40% i to z bólami, ale co najważniejsze wydajność wcale nie spadła, jest tak jak było, a termometr też mam w deklu, i jeszcze nigdy nie pokazywał mi 100C, doszedłem do 98% czyli nie powinno się gotować
Ostatnio zmieniony 2007-07-19, 01:47 przez pilatus, łącznie zmieniany 1 raz.
Każda droga do celu jest dobra, nawet ta na skróty (szwedzkie zaprawki) ale nie każda daje odpowiedni poziom satysfakcji.
Jakość nie jest porównywalna z satysfakcją, każdy ma swój poziom satysfakcji i jakości.
Przeważnie satysfakcja jest tym większa im większy jest procent zaangażowania, a im większy jest poziom zaangażowania tym i jakość jest większa a nawet tak duża, że zaprawkowy biznes skandynawski kładzie na obydwie łopatki .
U mnie głowa i "śliwowica" po pierwszej destylacji mają się znakomicie. Wszystko zależy od fermentacji i destylacji. Jeśli coś po pierwszej destylacji nie nadaje się do picia to albo mamy "jaśniepańskie" podniebienie albo podczas budowy aparatury popełniliśmy wszystkie możliwe błędy. Ta druga możliwość pozwala wysunąć kolejny wniosek: jeśli stać nas na ekstremalną niechlujność w budowie aparatu odpędowego to pewne jest, że i fermentację prowadziliśmy na podobnym poziomie i jeśli w końcowym efekcie otrzymaliśmy "śliwowicę" nie nadającą sie do picia to powinniśmy to potraktować jako olbrzymi sukces naszej bimbrowniczej kariery .
Pozdrawiam
Winiarek
Jakość nie jest porównywalna z satysfakcją, każdy ma swój poziom satysfakcji i jakości.
Przeważnie satysfakcja jest tym większa im większy jest procent zaangażowania, a im większy jest poziom zaangażowania tym i jakość jest większa a nawet tak duża, że zaprawkowy biznes skandynawski kładzie na obydwie łopatki .
U mnie głowa i "śliwowica" po pierwszej destylacji mają się znakomicie. Wszystko zależy od fermentacji i destylacji. Jeśli coś po pierwszej destylacji nie nadaje się do picia to albo mamy "jaśniepańskie" podniebienie albo podczas budowy aparatury popełniliśmy wszystkie możliwe błędy. Ta druga możliwość pozwala wysunąć kolejny wniosek: jeśli stać nas na ekstremalną niechlujność w budowie aparatu odpędowego to pewne jest, że i fermentację prowadziliśmy na podobnym poziomie i jeśli w końcowym efekcie otrzymaliśmy "śliwowicę" nie nadającą sie do picia to powinniśmy to potraktować jako olbrzymi sukces naszej bimbrowniczej kariery .
Pozdrawiam
Winiarek
jeśłi można to ponawiam swoje pytanie tj:
czy jest sens robić taki manewr:
wino z winogron co dostałem było pędzone na natyralnych drożdżach i teraz, czy mogę do tego co pozostało w bańce po destylacji dodać cukru, zaszcepic drozdże i jeszcze raz poddać fermentacji?? tak sobie myślę że zawsze to lepiej niż robić z samego cukru na czystej wodzie, ale moge się mylić bo nigdy jeszcze tak nie robiłem.
czy jest sens robić taki manewr:
wino z winogron co dostałem było pędzone na natyralnych drożdżach i teraz, czy mogę do tego co pozostało w bańce po destylacji dodać cukru, zaszcepic drozdże i jeszcze raz poddać fermentacji?? tak sobie myślę że zawsze to lepiej niż robić z samego cukru na czystej wodzie, ale moge się mylić bo nigdy jeszcze tak nie robiłem.
Jeśli w tym co pozostało po destylacji w bańce jest jeszcze jakiś cukier (możn sprawdzić "na język" lub areometrem) to ten Twój pomysł ma sens choć ilość sensu zależy od ilości pozostałego cukru.
Pozdrawiam
Winiarek
Pozdrawiam
Winiarek
Ostatnio zmieniony 2007-07-19, 01:50 przez winiarek5, łącznie zmieniany 1 raz.
Ciężko ocenić przez Internet rodzaj i stopień zepsucia wina. Podobnie zawartość alkoholu, cukru, etc.pilatus pisze:czyli nie ma cukru, to co pozostało po winogronach wylać i zrobić od nowa na czystej wodze
Zawsze bezpieczniej jest przepędzić oddzielnie, a jak się okaże OK to można pomieszać.
Gdybyś chciał wznawiać fermentację to musisz dodać syropu cukrowego i zastosować bardzo mocne drożdże np. Bayanusy w dużej dawce.
Pozdrawiam,
TomQ
o zaprawkach to tylko mimochodem pisałemwiniarek5 pisze:Każda droga do celu jest dobra, nawet ta na skróty (szwedzkie zaprawki) ...
w polskich warunkach trudno mimo wszystko zrobić samodzielnie rum, łyskacza, blakkuranta itp
co innego śliwowiczka, winiak, grappa
fermentacja była robiona wg twoich wskazówek i wydaje się że się udała, destylacja tak jak pisałem jest staranna "jak dla mamy" zatem to chyba to "jaśniepańskie"winiarek5 pisze:U mnie głowa i "śliwowica" po pierwszej destylacji mają się znakomicie. Wszystko zależy od fermentacji i destylacji.
bo porównując efekt pierwszego i trzeciego "tłoczenia"różnica była dla mnie zasadnicza.
z degustacją pierwszego też nie przesadzałem, z obawy o te bóle głowy
ponowię jeszcze tylko pytanie o tę 100-stopniową temperaturę w kance
Bimba
Ostatnio zmieniony 2007-07-19, 01:52 przez irko, łącznie zmieniany 1 raz.
Według mnie to nie ma sensu, trzeba tak robić aby drożdże przerobiły cały cukier. Ja, żeby nie mieć rozterek co zrobić z tym co pozostało po destylacji to:
- zakładam mniejszą ilość cukru niż maksymalnie mogą przerobić drożdże
- nigdy nie sprawdzam tego co pozostaje po destylacji aby nie mieć rozterek co z tym zrobić. Sprawdzam jedynie w trakcie fermentacji czy jeszcze jest słodkie czy już nie.
To co pozostaje po destylacji to według mnie nadaje się wyłącznie do sedesu.
@ irko
Pierwsza staranna destylacja po w miarę prawidłowej fermentacji to podstawa. Drugi filar sukcesu to leżakowanie - według mnie najlepiej z dębem naturalnym ale można eż bez żadnych dodatków. "Śliwowica" bezpośrednio po destylacji a "śliwowica" po dwóch latach leżakowania to są zupełnie dwa różne produkty.
Co do tej temperatury to nie mam zielonego pojęcia o co tam chodzi. Według mnie jeśli ta temperatura w kance zbytnio Ciebie absorbuje to na Twoim miejscu ja bym po prostu wywalił termotr z kanki w ... i po problemie.
Pozdrawiam
Winiarek
- zakładam mniejszą ilość cukru niż maksymalnie mogą przerobić drożdże
- nigdy nie sprawdzam tego co pozostaje po destylacji aby nie mieć rozterek co z tym zrobić. Sprawdzam jedynie w trakcie fermentacji czy jeszcze jest słodkie czy już nie.
To co pozostaje po destylacji to według mnie nadaje się wyłącznie do sedesu.
@ irko
Pierwsza staranna destylacja po w miarę prawidłowej fermentacji to podstawa. Drugi filar sukcesu to leżakowanie - według mnie najlepiej z dębem naturalnym ale można eż bez żadnych dodatków. "Śliwowica" bezpośrednio po destylacji a "śliwowica" po dwóch latach leżakowania to są zupełnie dwa różne produkty.
Co do tej temperatury to nie mam zielonego pojęcia o co tam chodzi. Według mnie jeśli ta temperatura w kance zbytnio Ciebie absorbuje to na Twoim miejscu ja bym po prostu wywalił termotr z kanki w ... i po problemie.
Pozdrawiam
Winiarek
i o taką właśnie odpowiedź mi chodziło, konkretnie i na temat, dodam od siebie odnośnie powyższych postów, iż ja destyluje tylko raz i głowa nie boli, sprawdzone niejednokrotnie na własnej głowie, ktora w tej chwili jest lekko skropiona z 1 destylacji 55% grapp-ą, dobre kurcze jest, musze zrobić wiecej,
a tak z ciekawości zapytam kolegów w jakich stężeniach pijecie to co wyprodukujecie, ja preferuję 55-60%, ale rodzinka mówi że za ostre, jedynie bimber z cukru kiedy zaprawiam prawdziwym miodem robię w okolicach 45%, bo mocniejszy nawet przeze mnie jest nie przyjmowany,
a tak z ciekawości zapytam kolegów w jakich stężeniach pijecie to co wyprodukujecie, ja preferuję 55-60%, ale rodzinka mówi że za ostre, jedynie bimber z cukru kiedy zaprawiam prawdziwym miodem robię w okolicach 45%, bo mocniejszy nawet przeze mnie jest nie przyjmowany,
Podejrzewam, że koledzy piszący o tych temperaturach mieli na myśli temperatury w głowicy a nie w bojlerze... Wydaje mi się, że powinieneś trochę przetrawić przyswojoną dotychczas wiedzę.pilatus pisze:swego czasu naczytałem się czarnej oliwki i tam w wielu postach było napisane, że temperatura nie powinna przekraczać 80C, ale u nas czyli osób które pracują na kance to dopiero od niej zaczyna sie produkcja
Warto by było, gdybyś zainewstował w jakiś "fire fox" albo coś takiego. Poznałbyś wówczas nową jakość ortografii
Kuję żelazo, póki gorące
Destylaty smakowe (owocowe:śliwowica, calvados, gruszkówka, grappa) o mocy 50% - 60% (w zalezności od czasu leżakowania.) Minimalny czas jaki stosuję to przynajmniej 6 m-cy (z dodatkiem wórków dębowych). Im dłużej leżakuje tym lepiej - preferuję wtedy mocniejszy destylat (60%).pilatus pisze: .....w jakich stężeniach pijecie to co wyprodukujecie, ja preferuję 55-60%, ......
Przy wódkach czystych jestem tradycjonalistą - sztywno 40%.
A nalewki - różnie, zależy z czego, jakie i dla kogo.
pzdr
Pilatus - wydaje mi sie że powinieneś podnieść swą wiedzę za radą Kowala,
-nie możesz powiedzieć że nie dopuszczasz do zagotowania zacieru, bo inaczej nic byś nie udestylował ,
temperatura wrzenia wody to 100% ale zacieru już dużo niższa, w zależności od stężenia alkoholu w nim,
wrzenie znaczy gotowanie, a im dłużej gotujesz tym mniej alkoholu jest w zacierze, więc i temperatura jest coraz wyższa
Fakt że do chłodnicy przedostają sie drobiny zacieru świadczy o bardzo intensywnym grzaniu i moim zadaniem efektem nie może wyjść dobry destylat - ale jak już wspomniałem wcześniej nic nam do Twoich upodobań,
Co do wykorzystania zacieru po gotowaniu to jest taka metoda - ale wykorzystuje się tylko część zacieru wyczerpanego - pomaga to w następnej fermentacji (taką metodę stosuje się chyba przy Burbonie)
-nie możesz powiedzieć że nie dopuszczasz do zagotowania zacieru, bo inaczej nic byś nie udestylował ,
temperatura wrzenia wody to 100% ale zacieru już dużo niższa, w zależności od stężenia alkoholu w nim,
wrzenie znaczy gotowanie, a im dłużej gotujesz tym mniej alkoholu jest w zacierze, więc i temperatura jest coraz wyższa
Fakt że do chłodnicy przedostają sie drobiny zacieru świadczy o bardzo intensywnym grzaniu i moim zadaniem efektem nie może wyjść dobry destylat - ale jak już wspomniałem wcześniej nic nam do Twoich upodobań,
Co do wykorzystania zacieru po gotowaniu to jest taka metoda - ale wykorzystuje się tylko część zacieru wyczerpanego - pomaga to w następnej fermentacji (taką metodę stosuje się chyba przy Burbonie)
... a Goździkowa przypomina - na ból głowy walnijcie klina !
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 54 gości