"Śliwowica" (ze śliwek ;) ) Odcinek 1

greg
60%
60%
Posty: 221
Rejestracja: 2006-05-17, 23:21

Post autor: greg » 2006-09-26, 14:30

Winiarku, kolejne pytanko w temacie śliwek - jaką miałeś wydajność destylatu i o jakiej mocy w przeliczeniu na 10 litrów nastawu? (piszę nastaw, bo zacier to przecież żaden nie jest)

Awatar użytkownika
winiarek5
101%
101%
Posty: 1814
Rejestracja: 2006-04-09, 15:02
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Post autor: winiarek5 » 2006-09-26, 18:37

@ greg
Jeszcze nie skończyłem, zostało mi jeszcze ok. 40 l nastawu. W trakcie zbieram wypędy w baloniki ale nie mierzyłem i nie liczyłem dokładnie.
Jak skończę i wszystko dokładnie posprzątam, wytłukę muszki owocówki (albo same zdechną)
to wtedy dokłanie pomierzę i policzę.
Wyniki będą "opublikowane" w zakończeniu relacji.
Mam jeszcze masę innych zajęć, które są nie mniej ważne bo zapewniają stały dochód i byt. I trzeba tak dochody i wydatki kształtować aby coś jeszcze na eksperymenty zostało.

Pozdrawiam

Winiarek

Awatar użytkownika
winiarek5
101%
101%
Posty: 1814
Rejestracja: 2006-04-09, 15:02
Lokalizacja: Dolny Śląsk

"Śliwowica" (ze śliwek ;) ) Odcinek 4

Post autor: winiarek5 » 2006-09-27, 00:55

Kulminacja

Była piąta rano, gdy zerwał się z posłania. Chociaż głowa po wysiłkach fizyczno-umysłowych jeszcze lekko bolała, coś gnało go do czynu. Pognał więc do wychodka, gdzie prawie cuda czynił próbując wydalić pestkę śliwki, którą wczoraj nieopatrznie połknął razem z Turbo-colą.
Sztor!-cem! za!-ra!-za! Sta!-nę!-ła! Stękał z wysiłkiem.
Po chwili, gdy z ulgą usiadł na desce z gazetą w ręku, uświadomił sobie, że nie o takie czyny chodziło. Wciągnął pośpiesznie spodnie i pospieszył do stajni. To tu miały się dokonać czyny obmyślone dzień wcześniej.
Przecież w rogu stajni stało szklane urządzenie do wzmacniania Turbo-oranżady. Postanowił wypróbować jego działanie na Turbo-coli. Dziadek ogacił je starymi gazetami, aby ciepło lepiej zachować i jeszcze jakieś porady i ostrzeżenia „ukrył”.
Pierwsze cztery porcje po 20 litrów Turbo-coli puścił na hura odbierając po ok. 5 litrów lekko mętnego płynu. Z każdej porcji pierwsze 50 gramów zbierał oddzielnie na ofiarę dla Bahusa: skrapiał tym tradycyjnie całe obejście. Tak robił ojciec, tak robił dziadek, tak było w kajecie pradziadka napisane i to jeszcze w ramkę zamknione dla przypomnienia. Miało to chronić niby przed mutacjami w kolejnych pokoleniach kapaczy. Tradycja to tradycja: trzeba podtrzymywać. Ponoć te pierwsze wykapy wyśmienicie nadają się na poczęstunek dla poborców podatkowych naszego Jaśnie Pana: jak się skuszą to drugi raz już nie przyjdą, bo nie trafią. Ba, ale mogą drudzy jeszcze gorsi przyjść.
Jak nazbierało mu się ze 20 litrów tego mętu, pogonił go jeszcze raz powolutku. Wykapało klarowne, ładnie pachnące. Popłukał kapeńką usta: „O, ma moc. Będzie ze 70 woltów. Prawie wysokie napięcie. Może już nieźle kopnąć” Chciał to jeszcze raz pogonić dla jeszcze większego wzmocnienia. Słyszał coś o suchym spirytusie. Takie paliwo przyszłości albo kondensat na wyprawy do lasu po chrust, aby flaszek nie targać tyle ze sobą. Ale co: łykać jak pigułę, toż bebechy wypali, łykać i popijać, rozpuszczać i łykać? Bujdy jakieś, może mu się ino śniło.
Kowal mówił żeby nie więcej niż dwa razy gotować to więcej woni śliwkowej zostanie, ale zrobi tak trochę po swojemu: będzie kapać powolutku już za pierwszym razem, po co dwa razy? Chrustu szkoda a zima idzie.
W końcu zamienił całą Turbo-cole w krystalicznie przeźroczysty płyn. Klął przy tym siarczyście bo zaraza go jakaś zmogła. Dostał od zakonnych jakieś zioło na dwie niedziele, ale kategorycznie wzbraniali wynalazków próbować, bo jakiś piorun wątrobę może trafić i jeszcze w głowie namieszać. Kij z wątrobą podobno się odradza, ale głowa potrzebna do postępu cały czas. Trudno, przydatność tego płynu sprawdzi później jak mu się zioło skończy a tymczasem pomyśli co z gęstymi resztkami po Turbo-coli zrobić. Zasmucony poszedł do izby do łóżka. „Jak tu zasnąć bez choćby szklaneczki wynalazku. Ani chybi jutro głowa będzie pękać”
C.d.n.

korekta: kowal
Załączniki
Ogacone urządzenie do ewolucji.JPG
Porady i ostrzeżenia Dziadka.JPG
Po Turbo-coli ani śladu.JPG

Awatar użytkownika
a_priv
100%
100%
Posty: 3144
Rejestracja: 2006-08-25, 08:30

Post autor: a_priv » 2006-09-27, 09:29

Ja na dziś zaplanowałem finał w tej materii, ale przy ilościach sporo mniejszych.

Na etapie nastawu użyłem PEKTOPOLU i wygląda to na niezły pomysł - wszystko zrobiło się bardzo rzadkie z naturalną tendencją do klarowania się. Nie było problemów z kipieniem czy też pianą.

pzdr

PS: @winiarek5
przy antybiotykach śladowe ilości alkoholu nie przeszkadzają, a są nawet szkoły zalecające - ale ilości rzeczywiście śladowe (np. 25ml przed snem) :lol:

Awatar użytkownika
winiarek5
101%
101%
Posty: 1814
Rejestracja: 2006-04-09, 15:02
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Post autor: winiarek5 » 2006-09-27, 10:33

@ a_priv
Właśnie wczoraj zrobiłem sobie zapas PEKTOPOLU. Mam już dwa kontenerki śliwek węgierek do przerobu (a będzie tego jeszcze z 200 kg) a w sobotę jedziemy do rodziców żony na działkę zbierać winogrona :D :D :D .
Wczoraj połknąłem ostatnią pigułę (Unidox - dwa opakowania), jak przeczytałem ulotkę to nawet z całkowitą abstynencją strach to było dotykać ale skutecznie zadziałało.
Moja Prababcia zapodawała sobie właśnie takie śladowe ilości a to winka własnej roboty a to wódeczki czy nalewki. Przeżyła 103 lata. Jej córka a moja Babcia przeżyła szczęśliwie w podobny sposób 91 lat i gdyby nie ciocia, która Babcię wykąpała i wystudziła w chłodnym pokoju (wywołując zapalenie płuc) to by Babcia jeszcze pożyła sobie.

Pozdrawiam

Winiarek

Awatar użytkownika
a_priv
100%
100%
Posty: 3144
Rejestracja: 2006-08-25, 08:30

Post autor: a_priv » 2006-09-27, 13:28

@winiarek5

Działaj, działaj.

Jeśli chodzi o spożywanie alkoholu, to jest teoria że dziennie powinno sie wypijać lampkę czerwonego wina z możliwością zamiany na inne rodzaje, ale z zachowaniem ekwiwalentu alkoholu. Wiele długożyjących osób dobitnie potwierdza słuszność tej teorii, chociażby Twoja rodzina.


pzdr

Awatar użytkownika
winiarek5
101%
101%
Posty: 1814
Rejestracja: 2006-04-09, 15:02
Lokalizacja: Dolny Śląsk

"Śliwowica" (ze śliwek ;) ) Odcinek 5

Post autor: winiarek5 » 2006-09-30, 23:12

Finał.

„O! Już prawie południe” stwierdził, leniwie przeciągając się w łóżku. Promień słońca wpadający przez dziurę w dachu dotarł do kufra Babci. Od dłuższego czasu spał na strychu. Na dole w pokojach i w kuchni przygotowywał na zimę zapasy Chyżej Zupki (jak ją ochrzcił). Wynalazł ją kiedyś przypadkiem, jak strącił z paleniska kuchni gar z zupą i wszystko się rozlało po kuchni. Gotować musiał sam. Jego kobieta pojechała za robotą do Brytanii. Podobno stoi na zmywaku u niejakiego Chudego Robina. Stoi czy leży byle kasa była to się nową krowę kupi. Stara krowa kiedyś uciekła na jego widok, jak wyszedł z czarnej dziury za stodołą.
Tak się wściekł tą rozlaną zupą, że przez miesiąc nie zaglądał do kuchni. W końcu, gdy już miał dość jadła z gospody (a i zapłacić już za bardzo też nie było czym, bo gąsiory puste całkiem) to zajrzał spodziewając się ujrzeć kożuch pleśni na podłodze. Zdziwił się trochę, gdy ujrzał, że zupa całkiem wyschła i połuszczyła się płatami na deskach podłogi.
Rzucił kawałek takiego płatka kurom na podwórko. Na drugi dzień kury żyły i to całkiem dobrze.
„Mogą one, mogę i ja” stwierdził. Z początku myślał gryźć te płaty zupowe na sucho, ale po pierwszym kęsie cisnął suchą zupą w stronę kuchenki. Płat zupy wpadł do garnka, w którym gotował jaja na kolację. Po chwili, zdumiony poczuł zapach jego ulubionej zupy.
Po obfitym posiłku (zupa + jaja) z werwą oderwał całą zupę od podłogi. Pokruszył wszystko na malutkie kawałeczki i wsypał do kamionkowej faski. Nazwał to „Chyża Zupka”. Dobry pomysł i dobry smak. Akurat na zimę: zalać wrzątkiem i gotowe.
Wstał w końcu z posłania. Zszedł powoli na dół. Był wyspany i zadowolony. Kawał roboty odwalił. Płyn z Turbo-coli stał w balonie w stajni. Zapali sobie papierosa i nacieszy oko widokiem. Postawił taboret przed balonem z płynem i i zaciągnął się dymem.
W jednej chwili świat stanął na głowie a wydarzenia potoczyły się w tempie błyskawicy. Gdy strzepywał popiół z papierosa ten wypadł mu z ręki i wylądował w pobliżu balona. Gdy zamaszyście pochylił się, aby podnieść peta z całej siły wyrżnął czołem w wylot balonu. Odbiło go do tyłu, przeleciał przez taboret i huknął tyłem głowy w koryto. Osunął się otępiały na podłogę, ale po chwili zerwał się na nogi i spojrzał w stronę balonu. Balon był cały.
Gorzej było z głową. Nie próbował jej dotykać, ale czuł, że postęp nadchodzi i to w ekspresowym tempie.
Coś zaczęło się kluć w głowie. Szybko odszukał ołówek stolarski: spisze wszystko na drzwiach od stajni, żeby niczego nie zaprzepaścić.
Przypomniał sobie ze szkoły historię starożytną. Grecy mieli taką zasadę-zawołanie: „Pan tam lej, pan to olej” czy coś w tym rodzaju. Po naszemu to by było chyba „Wszystko płynie”.
„Tak i to jest to” aż krzyknął.
Przeźroczysty płyn stał przed nim w balonie. Utoczył sobie pół kubka tego nieznanego jeszcze wyrobu i wypił duszkiem. Na chwilę go zatkało, nawet powietrza nie mógł złapać. Czuł jak zimny płyn spływa do żołądka. Po chwili jednak cudowne ciepło zaczęło płynąć po całym ciele. Realnie czuł to płynięcie. Pulsowało mu w skroniach. Płynęła w nim moc i energia.
„Odwagi, tak trzeba” wymamrotał i z okrzykiem HURA! z rozmachem wycelował młotkiem w głowę.
Gdy odzyskał przytomność w ogóle nie czuł bólu. Nie tracąc ani chwili zaczął myśleć szybko i logicznie. Musiał zdążyć zanim zaniknie twórcze działanie guzów na głowie.
Wszystko w nim płynęło. Łyknął jeszcze tego płynu, aby wzmocnić i podtrzymać płynięcie w całym organizmie a w szczególności w głowie. Od razu poczuł efekty.
„Wszystko płynie” wrzasnął, co tam Einstein-Zweinstein, termodynamika i inne pierdoły.
Spożyty płyn tak w nim pływał, tak go rozpierał, że nazwał go w myślach Nitro-woda.
„Ciężka woda i cudowna broń” puknął się delikatnie w czoło, śmiejąc się w głos z utopistów III Rzeszy. Byli tak blisko ale zlekceważyli istotę starożytnego zawołania-zasady „Pan tam lej, pan to olej”
Za to on, sam jeden przechytrzył wszystkich za pomocą młotka i Nitro-wody.
Nitro- woda! Ten cudowny płyn zbawi świat, sprawi, że wszystko będzie możliwe i proste.
I to właśnie on, mały filozof-wynalazca z Dolnego Śląska (ze Zdolnego Śląska jak mawiał sąsiad Kowal) sprawi, że ludzkość z podniesioną głową wkroczy a w zasadzie wpłynie w XXI wiek.
Jeszcze kiedyś orbitowcem zostanie i na orbitę do kosmosu poleci na swojej Nitro-wodzie.
Z rzyci silnik pulsacyjny będzie (coś jak V-1) a w ręku paliwo: w butelce ze smoczkiem Nitro-woda (jak prawdziwy orbitowiec, bo w kosmosie to chyba nie ma nic i tej grawitacji też nie za dużo i bez smoczka to by mu się Nitro-woda całkiem wychlupała z flaszki i jak wtedy pod stodołę wróci). Będzie tym orbitowcem jak Jurek Gagatek co go wół kopnął.
Pierwszą prędkość orbitową jak nic osiągnie, byle o stodołę nie zawadzić. A jak sobie większy młotek sprawi, to stodołę na wahadło przystosuje. Tam i z powrotem na Nitro-wodzie będzie latał. Podwórko – orbita – podwórko. Wycieczki dla sąsiadów urządzi, może jaki grosz z tego jeszcze będzie.
Nie można też przesadzić na orbicie z dawkowaniem Nitro-wody jako paliwa, bo mogą pojawić się czarne dziury. Takie same fragmenty czasoprzestrzeni spotykał też wokół swego obejścia, szczególnie za stodołą: wpada człowiek w taką czarną dziurę i koniec, przez jakiś czas żadnego postępu. Tak jak by taki gość w ogóle nie istniał.
Przypomniała mu się gęsta breja z pestkami. Może by tak z niej Chyżą Zupkę przygotować. Na zimę jak znalazł z kluskami. Ale nie, za dużo pestek a jeszcze go trochę bolało po tej ostatniej, co tak głupio połknął.
Poleciał prędko, chociaż lekko się już zataczając, na strych.
„Kurcza paka” zafrasował się. Zapomniał robalom kawałek świeżej dechy podrzucić i wrąbały mu prasę do owoców, tylko metalowe okucia zostały. Zatargał szybko dechę na strych robalom na pożarcie, bo mu jeszcze dranie dach zeżrą.
Poleciał na dół. W stajni wlał w siebie jeszcze szklankę Nitro-wody. Znów błysk i ciepło.
Z kuchni zabrał wszystkie sita i sitka i napełnił je breją: tak odzyska resztę Turbo-coli do przerobu na Nitro-wodę. Wszystko płynie: grawitacja i odsączanie. Już nie ma prasy do owoców, ale w pieluchach też nie będzie więcej wyżymał breji. Kiedyś tak wyżymał ale pielucha pękła i obryzgało całą kuchnię. Kobiecie nie podobał się nowy wzór na ścianach, chociaż tłumaczył, że to jak tapeta u Jaśnie Pana.
No, teraz to już tylko trochę poczekać i breja sama się wyciśnie.
Zadowolony z wielkiego postępu i horyzontów, które właśnie poszerzył, nalał sobie do flaszki Nitro-wody i poszedł na strych. Po drodze poczuł, że coraz trudniej jest wspinać się na schody. W połowie drogi przysiadł i napił się z flaszki. W końcu, choć z trudem, jakoś znalazł się na strychu.
Tak, tak, świat padnie przed nim na kolana. Jutro musi uporządkować zapiski na drzwiach stajni.
Był już blisko łóżka, gdy poczuł, że dzieje się coś dziwnego. „Oooo!” ze zdumieniem stwierdził, że jak na razie to on padł na kolana i to nie przed światem ale przed własnym łóżkiem.
„Kurcza… znowu te anomalie grawitacyjne”. Ledwie to pomyślał, rosnące ciążenie rozpłaszczyło go przed łóżkiem. Resztką sił oderwał ręce od podłogi i chwyciwszy za krawędź łóżka w ostatniej chwili wciągnął się na posłanie. Tu zaczął badać lewitację. Wychylił jeszcze głowę poza łóżko i puścił pawia, aby sprawdzić poziom grawitacji.
„Bardzo dobrze, znakomicie! Breja na sitach szybciej się osączy” zdążył jeszcze pomyśleć zanim zmęczony zasnął.

Koniec

P.S.
Uprzedzając pytania: wkrótce podsumowanie - wyniki i wnioski, same suche fakty i dane. Nie wyrabiam z czasem, koszę grykę i w obrocie są właśnie śliwki węgierki
i winogrona.

Pozdrawiam

Winiarek
Załączniki
Breja, sita i grawitacja.JPG
Nitro-woda.JPG

Awatar użytkownika
winiarek5
101%
101%
Posty: 1814
Rejestracja: 2006-04-09, 15:02
Lokalizacja: Dolny Śląsk

"Śliwowica" (ze śliwek ;) ) Appendix

Post autor: winiarek5 » 2006-10-10, 22:44

Witam!

Przygoda ze śliwkami pochłonęła:
1. 240 l rozdrobnionych śliwek (chyba renklod) razem z pestkami (założyłem 0,06 kg cukru w 1 litrze -susza i deszczowy sierpień = około 14,5 kg cukru z owoców)
2. 80 l wody
3. 26 kg cukru
4. 20 g drożdży z Allegro
5. 2 paczki pożywki Maxaferm z Browamatora

Zużycia gazu do gotowania nie udało się policzyć ponieważ rodzina wprowadziła zakłócenia używając kuchenki (ustawiłem ją sobie w stajni) do gotowania i pieczenia jakichś wynalazków spożywczych (jak by nie mieli "swojej" kuchenki w kuchni - no ale z domową "opozycją" należy współpracować).
Zużycia wody chłodzącej z lenistwa nie mierzyłem.

W końcowym efekcie otrzymałem:
27 litrów około 65% alkoholu czyli jakby 17,6 litra 100% nitro-wody.

Gotowanie kończyłem gdy na odbiorze kapał ok. 50% alkohol i zaczynało brzydko pachnieć.
Część przedestylowałem jeszcze raz bardzo wolno tak aby kapało w miarę jak najdłużej 85%.
Ten 85% produkt potraktowałem nadmanganianem potasu w ilości 1 gram na jeden litr: zniknęły resztki bimbrowatego zapachu a pozostał delikatny zapach i smak owocowy. Trudno to nazwać śliwowicą, dlatego w tytule opisu przygód sąsiada od początku nazwa śliwowica była używana w cudzysłowie.
Badania organoleptyczne przeprowadzone na rodzinie i znajomych nieco uszczupliły zapas otrzymanego wyrobu ale potwierdziły jego wysoką jakość (że tak nieskromnie się wypowiem). Chociaż śliwowica nie wyszła bo wyjść nie mogła, jestem zadowolony: otrzymany spirytus ma bardzo łagodny smak i zapach owocowy.

Obecnie w jednej beczce pracuje ok. 50 kg śliwek węgierek z dodatkiem 36 litrów wody i 12 kg cukru.
W drugiej beczce 75 kg winogron na czerwone winko.

Pozdrowienia

Winiarek
Załączniki
Węgierki.JPG
Ostatnio zmieniony 2006-10-16, 22:05 przez winiarek5, łącznie zmieniany 1 raz.

irko
30%
30%
Posty: 46
Rejestracja: 2006-09-22, 21:40
Lokalizacja: Szczecin

Re: "Śliwowica" (ze śliwek ;) ) Appendix

Post autor: irko » 2006-10-16, 21:10

winiarek5 pisze: Przygoda ze śliwkami pochłonęła:
mniej więcej tak to u mnie też było, tyle że w 120 l beczcie
różnica tylko jest taka, że na wierzchu mam nie płyn, ale około 10 cm skorupę
skórkowo-pestkową
ale problem mam innego rodzaju, po pierwszych kilku dniach ciągłego "pyrkania"
beczka stała w garażu o temperaturze poniżej 20oC i pyrkanie ustało.
zaniepokojony wstawiłem bekę do dobrze ogrzewnej łazienki
a później dla pewnści dodałem jeszcze łychę drożdzy i 20g pożywki
ale bez wiekszego rezultatu - bulkanie nadal jest symboliczne:
1 pyrknięcie na pół godziny
przy 100l śliwowo-wodnej brei powinno chyba mocniej pracować ?
tak-czy inaczej: ile trzeba czekać na koniec ?
tradycyjny skład: cuker i ziemniaczki kończył po 3-4 tygodniach
a cukromierz wskazywał 1oB

Bimba

Awatar użytkownika
winiarek5
101%
101%
Posty: 1814
Rejestracja: 2006-04-09, 15:02
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Post autor: winiarek5 » 2006-10-16, 22:59

Witam Irko,
wydaje mi się, że bulkanie ustało bo skończył się cukier. Jeśli drożdże są silne i zdrowe, nastaw przygotowany w czystych naczyniach (bez przesady ze sterylnością) to temperatura ma mniejszy wpływ (oczywiście zachowana w granicach żywotności drożdży).
Śliwki renklody, które występowały w opisie (+woda z cukrem) potraktowane były jakimiś tam drożdżami z Allegro i choć to było lato i w stajni było ciepło (około 20° C) to bulkało dosyć długo - jakieś dwa tygodnie.
Teraz śliwki węgierki z dodatkiem wody z cukrem potraktowałem drożdżami ANKA Extra i bulkanie trwało około 5 dni, gdy ustało i bulkało jakoś tak raz na 3 minuty dolałem znowu wody z cukrem i na drugi dzień znów bulka w tempie 9 przeciągłych bulknięć na minutę mimo, że temperatura jest jak widać 14° C.
Obok w drugiej beczce są winogrona (też z dodatkiem wody z cukrem) z dodatkiem drożdży ANKA Spokojne. I faktycznie są spokojne bo bulka już drugi tydzień równomiernie i nie ma zamiaru przestać. W instrukcji do tych spokojnych jest napisane, że pracują nawet w temperaturze 9° C.
Gdzieś czytałem, że im temperatura niższa tym mniej fuzli powstaje w trakcie fermentacji choć sama fermentacja trochę się wydłużyć może.
Nie sprawdzam cukromierzem tylko językiem czy jest jeszcze słodkie czy już całkiem nie.
Zamiast drożdży trzeba było dodać troszkę wody z cukrem. Jak by zaczęło znowu bulkać to znaczy, że zaprzestanie bulkania wynikało z braku cukru do przerobu. Tak mi się wydaje, że jedno bulknięcie na pół godziny to można potraktować jako prawie finał, najlepiej spróbować smakowo.
Może się zdarzyć, że fermentacja ustanie zanim przerobiony zostanie cały cukier (słabe drożdże, zakażenie itp.) ale po spróbowaniu nastawu (bez obaw - na pewno się nie otrujemy) można szybko postawić diagnozę (np. jest słodkie, czuć ocet albo inne obce zapachy itp) i zastosować odpowiednie działania (są dostępne np. bardzo silne drożdże do wznowienia zatrzymanej fermentacji). Ponieważ taki nastaw to jakby wino, to na forum winiarskim można znaleźć wiele cennych wskazówek co do prowadzenia fermentacji jak i działania w razie gdy coś jest nie tak jak być powinno.
Co do tej skórkowo-pestkowej skorupy (czapa, kożuch) też to miałem. Jest to naturalne zjawisko przy fermentacji nastawu w miazdze czy też z miazgą. Ja co 2-3 dni rozbijam tę czapę, wciskam w dół i mieszam. Przy winogronach robię to raz na tydzień.
A z ogrzewaniem to lepiej nie przesadzać aby drożdży nie pozabijać.
We wcześniejszym opisie na zdjęciu otwartej beczki widać gładką powierzchnię nastawu śliwkowego - jak ustała fermentacja wystarczyło lekko zabełtać kożuchem i wszystko ładnie opadło na dno, z którego już nie mogło się unieść do góry z braku środka transportu jakim są pęcherzyki CO2.
Trudno jest kategorycznie stwierdzić ile czasu ma bulkać nastaw bo jest dużo czynników, które mają wpływ na prędkość fermentacji (skład nastawu, rodzaj drożdży, temperatura, pH, zbyt duży jednorazowy dodatek cukru spowalnia lub wstrzymuje fermentację itp, itd).
Najlepiej jak bulkanie ustanie, to pierwsze co ja robię to próbuję smakowo czy czuć słodkie czy jest już całkiem "wytrawne".

Pozdrawiam i życzę powodzenia.

Winiarek
Załączniki
Temperatura i bulkanie.JPG

zbyszekK
10%
10%
Posty: 17
Rejestracja: 2006-09-15, 20:05

Re: "Śliwowica" (ze śliwek ;) ) Appendix

Post autor: zbyszekK » 2006-10-20, 16:42

winiarek5 pisze: Ten 85% produkt potraktowałem nadmanganianem potasu w ilości 1 gram na jeden litr: zniknęły resztki bimbrowatego zapachu a pozostał delikatny zapach i smak owocowy.
A kolor? Nadmanganian barwi wszystko na fioletowo . Czy też może w reakcji ze spirytusem jest innaczej , a może trzeba potem filtrować ? Powiedz o tym coś więcej .

Awatar użytkownika
Chemik student
70%
70%
Posty: 355
Rejestracja: 2006-05-26, 11:35
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post autor: Chemik student » 2006-10-20, 16:50

Po użyciu nadmanganianu należy spirytus ponownie przedestylować.

Awatar użytkownika
winiarek5
101%
101%
Posty: 1814
Rejestracja: 2006-04-09, 15:02
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Post autor: winiarek5 » 2006-10-20, 19:30

Witam,
po dodaniu nadmanganianu potasu cały roztwór spirytusu przyjmuje intensywny fioletowy kolor. Wygląda to jak skondensowany denaturat. Na drugi dzień barwa jest już coraz bardziej brązowa i widać, że nie jest to już klarowny roztwór a zawiesina, która powoli opada na dno. Po 3-4 dniach cała zawiesina opada na dno i otrzymujemy całkowicie klarowny roztwór spirytusu, który ostrożnie należy zlać rurką z bocznym wlotem z nad osadu aby go nie zmącić. Resztę można przefiltroać przez bibułę, filtr papierowi itp.
Po tym zabiegu ja już nie destyluję ponownie.
Metodę zaczerpnąłem zksiążki inżyniera technologa Zdzisława T. Nowickiego "Domowe piwa, cydry, wina, nalewki,likiery, kremy"
Nie interesuje mnie zupełnie jakie reakcje tam zachodzą (książka jest ogólnie dostępna i myślę, że inżynier nie miał zamiaru wytruć swoich czytelników :D , tymbardziej , że jest to inżynier z tego pokolenia, które bardzo poważnie traktowało swój zawód i odpowiedzialność z nim związaną).
Przepisu trzymam się bardzo dokładnie, stosuję do "surowego" spirytusu o mocy powyżej 80% a nadmanganian odmierzam na wadze laboratoryjnej (wypoziomowanej i wytarowanej) precyzyjnie 1 gram na 1 litr spirytusu.
Dla świętego spokoju i rozwiania obaw o zdrowie wątpiących mogę przygotować próbkę takiego spirytusu do wykonania jakiejś analizy co tam jest w tym płynie, tylko nie wiem gdzie to dać bo nie mam znajomości w takich laboratoriach.
Po zabiegu z KMNO4 można zastosować sproszkowany węgiel drzewny z brzozy lub lipy w ilości 50 gram na 1 litr na okres 3-4 tygodnie z codziennym wstrząsaniem.

Na zdrowie!

Winiarek
Załączniki
Mikstura z KMNO4.JPG

zbyszekK
10%
10%
Posty: 17
Rejestracja: 2006-09-15, 20:05

Post autor: zbyszekK » 2006-10-20, 20:10

Cholera , znowu mi zabiłeś ćwieka . Co to jest "surowy" spirytus ? Taki po pierwszej destylacji , czy przed rozcieńczeniem ?

Awatar użytkownika
Chemik student
70%
70%
Posty: 355
Rejestracja: 2006-05-26, 11:35
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post autor: Chemik student » 2006-10-20, 23:27

@zbyszekK
Surowy spirytus to taki uzyskany po pierwszej destylacji w gorzelni. Oczyszcza się go chemicznie i poddaje drugiej destylacji po której otrzymujemy spirytus rektyfikowany.

@winiarek5
Jak smakuje taki spirytus po oczyszczeniu nadmanganianem opisaną przez ciebie metodą??
Jeśli chodzi o szkodliwość to raczej jej nie ma. Chodziło mi właśnie o to jaki uzyskamy smak bo nadmanganian utlenia zanieczyszczenia do kwasów i dlatego ja destyluje drugi raz aby ponownie oddzielić etanol od kwasów i jakoś nigdy nie próbowałem przed destylacją :?

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 11 gości