Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Wolna strefa o wszystkim i o niczym
Awatar użytkownika
ZIELONKA
50%
50%
Posty: 138
Rejestracja: 2016-02-07, 20:48

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: ZIELONKA » 2018-10-24, 19:10

No nieżle - sąsiad szczęśliwy a sąsiadka wku...ona. Żeby tylko z tego jakiegoś donosu nie było. Sposób prowadzenia zemsty zaiste godzien naśladowania.Jak tylko wam ktoś z moich znajomych zaszkodzi proszę mścijcie się koledzy na mnie jak żyd Zachary.
Dobrze się czyta ale ja raczej czekam na coś w rodzaju:
"Życie żyda Zacharego we współczesnej Polsce w odniesieniu do stanu bimbrownictwa w Europie
z uwzględnieniem obyczaju i tradycji dawno zapomnianej"

Wiem już co to pejsachówka, szabas i chałka. Mam nadzieję na więcej.
No to jadziem Panie

Awatar użytkownika
zachariusz
20%
20%
Posty: 28
Rejestracja: 2018-10-12, 23:39

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: zachariusz » 2018-10-24, 19:25

Witajcie Szanowni i Czcigodni goje…
… no i doczekałem się wizyty teścia mojego bratanka, który przyjechał z Izraela przed śmiercią zobaczyć okolice, gdzie mieszkał pacholęciem będąc… Mordechaj, bo tak mu na imię, to niezła fisza, dochrapał się stopnia majora w ichnim Mosadzie, a jego syn nawet pułkownika… mieszkał pod Wałbrzychem, podobno tereny przepiękne… rodzina jego musiała wyjechać z kraju w 1938, bo życie z Niemcami stało się nie do wytrzymania… po polsku mówi dobrze, bo tam polscy Żydzi trzymali się razem i widać u niego tęsknotę za minionymi czasami… a przywiózł bo taki przystojny młodzieniec, Magasz, Magus, czy jakoś tam, ale bardzo dobrze ułożony , grzeczny , uczynny… nie pamiętam, bo moja głowa nie jest taka sprawna, jak przed laty…jak się dowiedział, że z Maliniowskim pejsachówkę robim, to oczy jego jakiegoś blasku nabrały i wszystkiego był ciekawy… musiałem go oprowadzać, wszystko pokazywać, o szczegóły się pytał, doradzał co i jak zrobić, aby unowocześnić naszą manufakturę alkoholiczną… po flaszce pejsachówki wręczyłem szacownym gościom i po słoiczku marynowanych opieńków, ale najlepiej mu było w Salcinej kuchni…też wszystko go interesowało, a co i jak, zapisywał sobie skrzętnie, co ona mówiła, bacznie obserwował, jak się to wszystko przygotowuje… Salcia też była cała w skowronkach i dumna, że jest taka ważna i ma nowego, pilnie słuchającego ucznia… a było na stole tyle dobrego jadła, był czulent, kugel, gęsi pipek, cymes na deser, on i obowiązkowo holiszkes- gołąbki żydowskie… Mordechajowi pomimo, że już dobrze po osiemdziesiątce humor dopisywał, policzki wyraźnie się zaróżowiły, to pewnie zasługa pejsachówki, nasz drugi gość też był wyraźnie zadowolony, najbardziej pewnie z gospodyni domu i zapewniał, że powrocie do Wałbrzycha coś przygotuje z tego, co tu jedliśmy…no i dostałem przepiękną Torę na pamiątkę spotkania, dla mnie, jak dla wszystkich Żydów aszkenazyjskich to najważniejsza rzecz na świecie… i przyszedł czas pożegnania, Mordechaj mógł lecieć z Berlina, ale powiedział, że musiał przed śmiercią się z nami zobaczyć i powspominać stare czasy, więc wybrał Łódź…dobrze, że Salcia wczoraj kupiła do domu, bo spodziewaliśmy się wizyty Rabina…
„ Biedak chce się postawić, jada barszcz z piernikiem.” Taka mi na tę okoliczność sentencja przyszła na myśl.

...Panie Zielonka ja na globalnych problemów bimbrownictwa się nie wyznaję. wiem, że od wieków monopol spirytusowy, gorzelnie, wyszynk, gospody były w naszych rękach i komu to przeszkadzało?... chyba władzy, bo profity z tego do skarbu państwa są ogromne...kuchnia żydowska, dla mnie jest wyśmnita, potrawy nazwać i rozpoznać potrafię, ale zrobić już nie, to jest domena mojej Salci...
:jude

przegab
50%
50%
Posty: 110
Rejestracja: 2015-04-23, 10:48

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: przegab » 2018-10-24, 20:01

Niechże Salcia osobiscie zatem coś napisze o owych cymesach.

Awatar użytkownika
Pietro
101%
101%
Posty: 1145
Rejestracja: 2006-04-05, 21:51

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: Pietro » 2018-10-24, 23:14

zachariusz pisze:
2018-10-24, 19:25
i… a przywiózł bo taki przystojny młodzieniec, Magasz, Magus, czy jakoś tam, ale bardzo dobrze ułożony , grzeczny , uczynny…jak się dowiedział, że z Maliniowskim pejsachówkę robim, to oczy jego jakiegoś blasku nabrały i wszystkiego był ciekawy…
Opis pasuje do naszego forumowicza. Magas przyznaj się, to ty?
Ratujmy się, bo trzeźwiejemy :cry:

Awatar użytkownika
zachariusz
20%
20%
Posty: 28
Rejestracja: 2018-10-12, 23:39

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: zachariusz » 2018-10-25, 10:49

Witajcie Szanowni i Czcigodni goje…
… jak Salcia zaniemogła, odwiedziny Mordechaja, to przed moimi oczami zaczęły się przewijać przeszłe obrazy, jak my stali pod baldachimem w synagodze, nasza chatuna/wesele/ i jak się to zaczęło… mnie się podobała inna, Rachela Rotszyld, nie z tych Rotszyldów niestety, ale nazwisko się liczy… piękne, długie, rude loki, zielone oczy, pośladki, a jak chodziła jakby ją ziemia niosła… istna Afrodyta, jak oczy zamykałem to widziałem ją wychodzącą z morza nagusieńką, pokryta pianą, sam cymes… posag też niczego sobie… gadałem z tate i stwierdził, że na mnie już czas, i trzeba mi jakąś żonę przysposobić… „A masz jakąś panienkę na oku źrebaku?” zapytał, „ Tak, tak tate mam, mam i chcę tę Rachelę od Rotszyldów!” uradowany, że mam jakiś wybór… popatrzył się na mnie, potem przed siebie, pogłaskał brodę, pogłaskałem ja, też spojrzałem przed siebie… minęła długa chwila, a ja, jak Mojżesz na brzegu Morza Martwego, uda się czy nie?... „Niech będzie, jutro pójdę do Rabina” powiedział i wpadliśmy sobie w ramiona żeby podzielić się tą radością, kręciliśmy się wkoło śpiewając „Halva nagila..”… Rabin oznajmił, że konkurentów jest paru, córek u nich osiem to mi coś przypadnie, przeszkody nie widzi, swatki się wyśle i o moim losie stary Rotszyld zadecyduje… minęły ze trzy tygodnie i tate ma się stawić u Rabbiego… czekam, czekam, a jego ani widu, ani słychu, wieczór minął, już się noc zaczyna ojca nie ma… w końcu jest na bardzo chwiejnych nogach pojawił mój rodziciel, moja wyrocznia, „Jak tate, jak moją Rachelę mi przyznali?” pytam , i tu krótkie milczenie i odparł „Nie tobie przypadła Salomea i tak musi być, odwołania nie ma, bo się zgodziłem” uciął… „ A moja Rachela?” pytam… nic, zniknął w mrokach sieni… to były moje najgorsze chwile, wszystko wirowało, a trąba powietrzna porwała moją do dzisiaj narzeczoną, Jahwe czemuś mi to uczynił?...kolejne dni były dla mnie horrorem, już wiem, co czuli Adam i Ewa, jak musieli cierpieć, gdy musieli raj opuścić… moje upokorzenie osiągnęło dna, jak się okazało, że moją wybrankę wcisnęli w ramiona Ezachiasza Benchamora/syn osła/, o nim teraz nie będę pisał, bo dwa dni to mało by tego pokrakę określić, najgorsze, że ta pałamenta stał się moją rodziną, Jahwe srogo mnie ukarałeś!...i na tym nie koniec, my wszyscy ja i Salcia, ten belzebub Ezachiasz i nie moja już Rachela staliśmy pod baldachimem… niewiele pamiętam z tamtego dnia, przed oczami miałem morze, tym razem nikogo nie było… i to, jak u nas jest noc musiałem spędzić z nowo poślubioną Salcią, pogodzony ze wszystkim, poszedłem, jak baranek na rzeź… Salcia okazała się miłą wrażliwą, spokojną kobietą, dobrą towarzyszką na całe życie, tylko mnie do dnia dzisiejszego prześladuje puste morze…
I tu pasuje nasze stare powiedzenie „Młodość się karmi snami, a starość wspomnieniami”. Błogosławiony jesteś Ty Adonai, że zabrałeś mi Rachelę, a dałeś mi Salomeę.

... jak Salci wspomniałem o tym, że mogłaby zamieszczać jej przepisy kulinarne to mnie ścierą prześwięciła i krzyczała, że ona żadną Gesslerową nie będzie, a jak się nie podoba to się będę stołować w restauracji...zaraz mi się rabbi przypomniał, który przestrzegał "Kobieta stawia na nogi i zwala z nóg"... a czy to ten magas nie wiem, "Jak zwał, tak zwał, byle się dobrze miał" tak moja babka mówiła...
:jude

Awatar użytkownika
kowal
101%
101%
Posty: 1748
Rejestracja: 2006-02-19, 00:18
Lokalizacja: Z-Dolny Śląsk ;)

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: kowal » 2018-10-25, 18:36

Hehe :D
Tak sobie na luzie w wolnych chwilach tu zaglądam i widzę, że kolega przyjął konwencję czy też manierę podobną do opowieści z książeczki "Przy szabasowych świecach", którą w dzieciństwie czytywałem, a która to znajdowała się biblioteczce moich rodziców. Wprawdzie wtedy nie wszystkie opowieści rozumiałem, ale klimat pamiętam :cheers

Btw aparycją z avatara śmiało możesz konkurować z Magasem - styl inny, ale poziom "sympatyczności" podobny :lol:
Kuję żelazo, póki gorące :-)

Awatar użytkownika
zachariusz
20%
20%
Posty: 28
Rejestracja: 2018-10-12, 23:39

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: zachariusz » 2018-10-26, 11:29

Witajcie Szanowni i Czcigodni goje…
… nawet nie wiecie, a to już dwanaście razy te duperale pisałem, ktoś coś tam odpisze, od czasu do czasu, to dobrze, bo, jak wiem, że czytacie… a czy Wam się to podoba to nie do końca nie jestem przekonany, bo co Was gojów interesują losy aszkenazyjskiego Żyda…
a to, że Wam piszę to Andrzejowi zawdzięczam, on mieszka w naszym podwórku obok Maliniowskich… podsłuchałem, jak kiedyś gadali o jakimś Internecie, że to na nim wszystko można kupić i sprzedać, to tak, jak u nas, to pewno jakiś Żyd wymyśli i pewnie w Hameryce, gdzie w końcu moja Rachela wylądowała… a Andrzej to dobry chłop, i trochę zajmuje się tym, co ja, ale co mu do mnie i pejsachówki…
ten komputer to mądry jest, maszyna do pisania z telewizorem połączona i nie pisze się na papierze tylko na ekranie, to dobrze, bo jak się pomylę to można poprawić… mój tete zapewne byłby szczęśliwy, gdyby takiego komputera miał w kantorze, nie miałby ciągle fioletowego języka od ślinienia tego ołówka kopiowego, zabezpieczył ich tyle i papieru pakowego, że do tej pory mam na czym i czym pisać ...szkoda, że w życiu tak nie jest i wielu przykrych rzeczy, których doświadczyłem mógłbym uniknąć… w tym Internecie piszą, jak w domu prawdziwy spirytus można robić, mówił, że ja również mogę, i te hamerykańskie whisky też… podobno to na myszach robią, tak ludzie mówią, trzeba by rabina zapytać… i to się kolumna nazywa, ze stali lepszej jest zbudowana, takiej błyszczącej… Andrzej powiedział, że mi pomoże, napisze, co potrzeba i instrukcję napisze…
szybko się wywiedziałem, gdzie to wszystko można nabyć i okazało się, że na złomowisku będzie najtaniej. I w to mi graj… znam to miejsce, bo mamy z Salcią w domu parę rzeczy stamtąd pralkę, telewizor, chłodnicę do aparatury i jeszcze dużo innych rzeczy… to nie wszystko, bo złe też, jak na początku tam chodziłem to myślałem, że tam bogatsi ludzie niepotrzebne rzeczy wyrzucają i żeby takie, jak ja biedniejsze mogli sobie to zabrać
… i tu się myliłem, bo jak obładowany moimi zdobyczami przełaziłem przez dziurę w płocie, bo tamtędy bliżej, dopadło mnie dwóch krzepkich chłopów… od złodzieja mnie wyzwali, to wszystko, co miałem kazali zabrać i doprowadzili mnie do ichniego kantorka, i wtedy się zaczęło, że na policję zadzwonią, pod sąd zaprowadzą, grzywną ukarają albo nawet w więzieniu wyląduję… już widzę, jak dzielnicowy Kiełbasa ze stójkowym Wiśniakiem prowadzą mnie na rynek, a tam szafot stawiają… Adonai ratuj, co robić, co robić, ratować, ratować się trzeba, tylko, jak?... mam, mam dzięki Ci Panie, pejsachówka, tylko w niej moje ocalenie, więc proponuję im dwie flaszki za te fanty… długo się zastanawiali, a to za mało..., a to komuś powiem..., nie, nie zapewniam na głowę Rabina przysięgam, i Salci, i dzieci były w to zaangażowane… stanęło na czterech flaszkach i mi to pomogą zataszczyć do domu, swoje odbiorą i sprawa będzie załatwiona i zapomniana
… przez tę samą dziurę w płocie przełaziliśmy i do domu było już dwa kroki, obiecane cztery flaszki wręczam, a oni, że to nie wszystko, że jeszcze dwie butelki za transport się należy i będę miał możliwość szukania wszystkiego, czego potrzebuję, oczywiście za pejsachówkę… i co ja mogłem zrobić z jeszcze bijącym sercem, jak kafar dałem…
I tak moją reputację moją i całej diaspory uratowała pejsachówka.
"Bóg jest zawsze sprawiedliwy: bogatemu daje jedzenie, a biednemu apetyt" i tu mam dylemat, czy oni się wzbogacili, czy mieli tylko apetyt

..."Przy szabasowych świecach" konwencją jest podobna, ale to tylko zbiór podobno żydowskich dowcipów, a ja dzielę się z Wam swoimi przeżyciami, doświadczeniami ,jak chcecie to i dowcipy też mogę zamieszczać... a co Wam ten magas szczególnie się zaznaczył, ot przystojny, grzeczny młodzieniec, jak wielu w naszym kraju... jakby marszałek Piłsudski mnie odwiedził, a tate opowiadał, że go w Łodzi widział, jak jechał w powozie, to by było wydarzenie...
:jude
Ostatnio zmieniony 2018-10-27, 07:45 przez zachariusz, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
elofura
101%
101%
Posty: 495
Rejestracja: 2014-07-03, 14:23

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: elofura » 2018-10-26, 23:50

Było to dawno dawno temu. Był sobie taki winiarek bardzo lubiłem jego posty czytać. Miał chłopina we wsi problemy chciał kijem system zawrócić. Miał gadanie. Następny był magik też pięknie pisał. I pisze. A teraz Ty i z Tobą mam problem. Pozytywny problem. Nie mam widelek gdzie Cie przypiąć. Czytam i głupiej...
Każdy alkohol jest bardzo dobry, oprócz denaturatu, który jest tylko dobry.

Awatar użytkownika
zachariusz
20%
20%
Posty: 28
Rejestracja: 2018-10-12, 23:39

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: zachariusz » 2018-10-27, 07:39

Witajcie Szanowni i Czcigodni goje…
…no i zaś mamy szabas, przypomina mi się Wielka Sobota u gojów, ale niezwykły, i kraszą, czy okraszają, tak mnie jedna baba na jarmarku pouczyła, nie malują, bo maluje się obraz albo mieszkanie… czemu to robią? To tego ja już nie rozumiem. W Nowym Testamencie, w żadnej Ewangelii nic o żadnej kurze nie było, i o jajkach tym bardziej… ot taka gojowska fanaberia, to tak, jak z tą choinką Boże Narodzenie, bo tam wtedy one nie rosły, co innego teraz, bo w Dubaju to niedaleko, za pieniądze wymyślają wszystko, i na nartach jeżdżą, a temperatura 40*C… tylko jajka są widomym znakiem nowego narodzenia, a widok rodzącej położnicy do przyjemnej nie należy, wiem coś o tym, jak Salcia rodziła tylko te baby, co się zleciały pejsachówki się domagały, to kombinuję, że to chyba nie był przyjemny widok, to już lepsze te jajka
… pamiętam, jak Maliniowska przed południem brała tych swoich synalków, wystrojonych i z pełnym koszykiem, święconką to nazywali, prowadziła do kościoła, dobrze, że są takie zwyczaje, szkoda, że to zanika…, bo chyba przez Internet tego nie robią… a te ancymonki od sąsiadów, jak małe były to mi dały do wiwatu i nie tylko mnie, bo i mojej kozie też, nie wiecie, bo ja kozę trzymałem, a tete, to nawet baranki i krowę… koza to dobra była, świeże mleko, żywiła się byle czym, podobno miotłę też zeżre, dlatego moją, od tego potwora bacznie strzegłem… a te Malinioszczaki, był taki okres, że spokojnie nie mogłem przejść żeby nie słyszeć np. … „Pyskaty, garbaty… Garbus, a garb, jak autobus” i takie tam inne… nie powiem, prawy bark mam trochę większy, ale teraz, jak się chałat zarzuci to tak bardzo nie widać… teraz chłopcy wyrośli, zmężnieli, pożenili się, a Maliniowska jest z nich dumna, dobrze ich wychowała, bo grzeczni są, kłaniają się, no i garba nie widzą…
Słowa należy ważyć, a nie liczyć i są jak pszczoły mają: miód i żądło to mi tak przyszło do głowy, jak to pisałem.

...szanowny kolego myśli u Żyda jednym uchem wlecą drugim gołębiem wrócą, a jak i emocje są bardzo duże to, to tylko potęguje, jak na złomowisku...koledze polecę twórczość noblisty Singera np."Gimpel głupek" czyta się ciężko, ale w interpretacji Bardiniego...fajne... miałem problemy z formatowaniem, ale właściciel komputra nie miał do mnie cierpliwości czasu... może dlatego wpis zdaje się chaotyczny , czy mam poprawić? ..no tak chyba lepiej się czyta...
jak będę miał już tego komputra to chyba będzie lepiej
:jude:

Awatar użytkownika
zachariusz
20%
20%
Posty: 28
Rejestracja: 2018-10-12, 23:39

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: zachariusz » 2018-10-31, 06:51

Witajcie Szanowni i Czcigodni goje…
…no tak, jak się to mówi żydowskim targiem trafiłem tu… nie muszę się nikogo o nic prosić… tego komputera to mi młodszy Maliniowski ten od CBŚ-ów sprezentował, a ojciec przywiózł i my to zamontowali… nie była to prosta sprawa, bo to wszystko musiało rabinackie pozwolenie dostać, długo to trwało, widać poważna sprawa z tego się zrobiła… zawezwał mnie rabbi wczoraj, te trele morele, jak to u niego, że się zamyślił, brodę pogłaskał, pogłaskałem i ja swoją, aby majestatowi nie umniejszyć, zapytał, „ A co Ty Zachariszu tak lgniesz do tych gojów?”… a to, że to nasi bracia w wierze, dobrzy ludzie, życzliwi sąsiedzi i nam bliscy… aż mnie z tego wazelinowania zemdliło… „ Oj Ty Zachariaszu całej prawdy nie mówisz… jak nie miałbyś w tym jakowegoś interesu, to byś tak z nimi nie przystawał”… oj z rabinem tak szybko, jak z małpą mydłem nie będzie, patrzę na gąsiorek z pejsachówką z nadzieją o ratunek prosząc Adonai pomóż”… zaś nastała złowroga cisza, zamykanie oczu, głaskanie bród, rabinowski standard, aż wreszcie rzekł „ Dobrze, … nie mówisz, a wiem, że o pejsachówkę, którą gojom sprzedajesz i tu ma beczka szpunt”, oczy zamknął, brodą się zajął, a co ja? Co ze mną?... przerywam ciszę „A co ze mną będzie?”, Spojrzał tak godnie, „Przecież powiedziałem –Dobrze, ale na próbę siedmiu miesięcy”… zostawiłem gąsiorek, pal licho pejsachówkę, nie ma rady na starego Żyda… do Andrzeja w najbliższym czasie nie ma, co się zbliżać, jego to jeszcze zrozumiem, boi się o siebie, rodzinę… nasza, jak Abla i Kaina tragedia… przyjdzie się żegnać jednemu, chyba ja się poświęcę…
Mędrzec, który wpadł w nieszczęście, zaczyna wierzyć w potęgę głupoty…
:jude

Awatar użytkownika
zachariusz
20%
20%
Posty: 28
Rejestracja: 2018-10-12, 23:39

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: zachariusz » 2018-11-02, 06:10

Witajcie Szanowni i Czcigodni goje…
… zaś nastały ciężkie czasy na nas Żydów aszkenazyjskich, to, że władza jest, i była przeciwko nam, to już mój tate mówił, widać takie są prawa…, co z nami będzie, co będzie, pocieszam się, że Egipcjan, Napoleona, Hitlera, Stalina, Gomułkę przeżyliśmy, bo my zgodne były i tradycji wierne… siedzę przy moim okienku w kuchni, bacznie patrząc, co się na podwórku dzieje, a wiadomo, że o niego chodzi Andrzeja, i jest, to lecę tak niby, że do składziku i pytam, „Co z nami teraz będzie?”, „Nie martw się Żydzie przebrzydły, jak odejdziemy to obaj”… oj to dobrze będzie, chociaż odzywa się do mnie, jak kiedyś, chwała Bogu… Malinowskie powstawały już po wczorajszym, długim grillowaniu, bo on ze dwa razy mnie budził i z rana zaraz zjawił po ratunek, a władza, jak każda inna, bo ten z CBŚ-iu się został, bo wie, że u mnie, jak na pogotowiu, mało to jak dwa pogotowia, bo szybko i dobrze… Maliniowskiemu wybaczyłem, że mnie zadenuncjował do swojej oblubienicy, że ta pralka Frania, co ją Salci się dostała ze złomu była, i ta Heksa zaraz wszystko wypaplała… potem dwa dni chodziłem z oberwanym guzikiem przy chałacie zanim go przyszyła, on to mi trochę naszą kozę przypomina, żarcie się zadaje, a ta franca bodnąć znienacka potrafi… no i teraz tej siedmiomiesięcznej jurysdykcji podlegam, jak się z tego wywiązać? Kiedyś, jak konie były to było proste, szło się do kowala Gawrońskigo i to, co z metalu szybko i zręcznie sprawił… czy on na takim śrebrnym metalu się wyznawał to nie wiem, bo żaden koń w takich podkowach podkuty nie był… udam się na złomowisko do moich znajomych z branży metalowej to oni na to pewno coś zaradzą i poszukam, czego mi tam brakuje, a najważniejsze to keg po piwie… żebym to tylko takie kłopoty miał… z Andrzejem lepiej, to jest szansa, że budowę tej nowej aparatury zakończy się pomyślnie... tyle mnie to pejsachówki kosztowało, że już wycofać się nie sposób...
I tu mi się przypomniał nieodżałowany tate, który powiadał „Nie módl się, żeby się skończyły twoje kłopoty, bo wraz z nimi skończy się twoje życie”. Święte słowa
:jude

Awatar użytkownika
zachariusz
20%
20%
Posty: 28
Rejestracja: 2018-10-12, 23:39

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: zachariusz » 2018-11-04, 19:38

Witajcie Szanowni i Czcigodni goje… 15
… no i zaś z Wami moje goje kochane, chcecie wiedzieć, jak ja z Salcią , czy pikantnie, jak się pejsachówkę robi… a z moją połowicą tak, po bożemu, jak pewno z każdą kobietą, chyba Wy też podobnie… bo wiecie, że Bóg ją stworzył z żebra Adamowego, nie stworzył jej z głowy, aby dumna nie była. Nie stworzył jej z oczu, aby ciekawska nie była. Nie stworzył jej z uszu, aby plotkarką nie była. Nie stworzył jej z nosa, aby wścibska nie była. Nie stworzył jej z ust, aby gadułą nie była. Nie stworzył jej z nogi, aby za mężczyznami się nie uganiała… jednak wszystkie te cechy znajdziesz u większości kobiet! … u Salci niestety też… tajemnicach naszej alkowy u nas się nie mówi, kobieta nie jest od zabawy, ma rodzić zdrowe, piękne dzieci, a ona dobrą położnicą była… dzieci wyrosły i rozpierzchły się po świecie i one, jak małe były to spać nie dawały, a duże-nie dają żyć a o nich, jak chcecie przy innej okazji… i do tego ta Malinowska, przyłazi ciągle, Salcię bałamuci, w tym Internecie, co rusz by coś kupowały, a ja miałbym płacić, ale ja i na nią sposób znajdę… tego komputera się zamknie na klucz, i żadna franca nie będzie go włączać bez mojego przyzwolenia, tylko zaś mi dodatkowy klucz przy pęku przybędzie i coraz mi to moja garbina rośnie od tego żelastwa, które trzeba złodziejskim okiem kryć… już widzę, jak oczka Maliniowskigo blasku dostają, jak ten pęk spod chałata wyciągam, już pomocny będzie, że składzika coś pilnie potrzeba, to szelma paskudna, tylko ta pejsachówka mu w tym głupim łbie się kotłuje… a kiedyś to mi podkradli sporą ilość pełnych butelek, i głównym podejrzanym był właśnie on, bo potem, za jakiś czas pyta „Czy flaszek nie chcę?”, chorego się pytają… i ponoć od tego CBŚ-owego synalka przywlókł… i mnie on starego wróbla na plewy chciał wziąć, od niego to takie po whisky i koniakach były, a te czyste bez naklejek i po normalnej wódce były…
Im dłużej ślepiec żyje, tym więcej widzi. Na mojej głowie włos mocno przerzedzony, wzrok już nie taki, jak za młodych lat, ale bystrość pozostała.
:jude

Awatar użytkownika
zachariusz
20%
20%
Posty: 28
Rejestracja: 2018-10-12, 23:39

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: zachariusz » 2018-11-06, 08:41

Witajcie Szanowni i Czcigodni goje…
… Ezachiasza Benchamora pamiętacie? To ten pomiot ośli, co moją Rachelę skradł i wywiózł ją najpierw do starego kraju, a potem do tej diabelskiej Hameryki i tego Hollywoodu, żeby tam karierę robić… jednak dobre familia pomaga, a Rotszyld to nie byle, jaka marka na giełdzie sławnych nazwisk, to taki mercedes gorszej klasy, ale zawsze mercedes… Rachela jakiejś oszałamiającej kariery tam nie zrobiła, raz nawet byli na gali wręczania Oskarów i interesował się nią ten nasz, nie nasz Polański, ale poza drobnymi i mało znaczącymi rolami niczym wielkim się nie wyróżniła… Salcia i ten belzebub Benchamor, który jej na krok nigdzie samej nie puszczał, bo bał się, byli nią oszołomieni i zafascynowani, same się słyszało tylko och i ach… no i nadeszła ta chwila, gdzie oboje Polskę i nas zechcieli nawiedzić, obwieszczając, że całą kompanią jedziemy na wywczas do Sopotów… cały czas małżonka moja o tym wszystkim wiedziała, trzymała w sekrecie, co w tych listach, co cały czas dostawała ta intryga była snuta przeciw mojej osobie… jak się o tym dowiedziałem, zaś pierwsza myśl, jak się ratować mówię „ A przecież koza się sama nie może się ostać, kto obrządki na bydlęciu będzie sprawował?”, „Nie martw się Zachariuszku, Maliniowskie obiecali zwierzęciem się zająć” ucięła dyskusję, „A geszeft, a moja pejsachówka?” bronię się zaciekle, „On zapewniał, że wszystkiemu podoła, bo w interesie już nie pierwszy rok tkwi”… nie było odporu zaś na salcinym stanęło, chciał nie chciał nastawiłem wszystko, żeby interes się kręcił, swój los i pęk kluczy powierzyłem mafii Maliniowskiej, powierzając swój los mocy Najwyższego.
… małżonka moja odstrojona jakoś tak inaczej, po hamerykańsku, uzbrojona w biżuterię przez siostrę wgramoliła się na tylne siedzenie do pożyczonej limuzyny bez dachu, gdzie siedziała rozchichotana Rachela… za kierowcę, a jakże był ten koczkodan z cygarem włożonym w gębę, w lakierach, jak hamerykański gangster, ot komiczne towarzystwo tylko ja normalny aszkenazyjski Żyd ubrany w chałat, kitel, tilit, jarmułkę i kapelusz… najgorzej mi wychodziło ukrywanie mojego nieszczęsnego garba, co za komuny jeszcze jakoś się uwydatnił znacząco, obawiałem się krytycznych uwag Racheli żeby Salci przykro nie było, że męża pokrakę ma… i dojechaliśmy szczęśliwie z tym neandertalem, kierowcą pożal się Panie Boże.
...nocleg zarezerwowany był blisko morza w pięknej willi, na szczęście prowadzoną przez normalną rodzinę żydowską, bo zaraz rozpoznałem znajomy zapach cebuli i cynamonu… po obiedzie Rachela zarządziła wyjście na plażę i kąpiel w morzu, o to dobrze to może tu odzyskam dawno utracony widok jej pokrytą pianą, nagusieńką, no może nie ta rześką i świeżą, jak niegdyś… dziewczyny szły przodem w pięknych kostiumach Salcia w żółtym, Rachela w czerwonym, sam mniód dziewoje, obok mnie ten patafian w szlafroku, kapeluszu słomkowym, okulary przeciwsłoneczne i to ohydne cygaro, ciekawe, czy to one powoduje, że gada tak z hamerykańska, czy już mu tak zostanie na zawsze, a ja standartowo pantalony w biało czarne paski i jarmułka na głowie… kobiety przeszczęśliwe, chlapały się wodzie, śmiały się, szczęśliwe na wskroś, już ten bufon ciągle coś gadający przestał mi przeszkadzać, byłem gotowy do eksperymentu z widokiem wychodzącej z wody Racheli… zamykam oczy, szum morza jest, skupiam się wytężam wszystkie receptory i szukam znanego za młodu widoku, otwieram jedno oko i szybko zamykam, żeby jej obraz pozostał… i nic, próbuję tego samego z Salcią też porażka… na nic moje starania, jednak to, co uleciało pozostaje nie do odzyskania, na zawsze, cały obolały od prostowania mojego garba ze szczęśliwą żoną powróciliśmy do willi na wspaniałą kolację, a potem jak już odpoczęliśmy trochę wspaniały spacer Monciakiem i przytulaliśmy się z Slacią na molo…
Nie wiem, czy to mówiłem, ale to właśnie pasuje. Młodość karmi się snami, starość wspomnieniami. Mafia Maliniowska się sprawiła, choć nie do końca, ale te piękne chwile z moją ukochaną są najważniejsze…
:jude

Awatar użytkownika
ZIELONKA
50%
50%
Posty: 138
Rejestracja: 2016-02-07, 20:48

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: ZIELONKA » 2018-11-07, 20:12

Hej Zachary.
Widzę że starość na Ciebie idzie wielkimi krokami -jak Ty już na wspominki bierzesz ową Rachelę i pod słońce patrzysz czy sukienka nie prześwituje.
A aparat nie zbudowany i ta Twoja pejsachówka pewnie zwykłym bimbrem wali konia na podłogę. A przecież można po ludzku jak mawiał Czereśniak na wykładzie w "Wiosna Panie sierżancie" . Zaufaj doswiadczonym i biegłym w sztuce a nie tylko pejsachówka ale i aroniówka żurawinówka czy pestkówka od Ciebie będzie jako miód na serce zranione.
Donoś proszę co tam na froncie budowy -no ale i wspominków nie żałuj bo jednak co człowiek to los i zawsze warto uświadomić sobie że nie tylko ochy i achy ale też i strachy .
Pozdrawiam .
P. S.
Co do tego czy czytają to bądź spokojny bo jak mawiają artyści warto grać nawet dla jednego widza a Ciebie już ponad tysiąc poznało.
Ja czekam zawsze niecierpliwie na fragment czegoś innego od ujadania w TV.
Chyba pod Twoim wpływem nawet wszedłem niedawno do księgarni po wielu latach niepobytu.
Ku..a jakie te ksiażki drogie - i rzadko ciekawsze od Twojego pisania choć odbieram je jako dość chaotyczne- pewnie tak ma być.
Pozdro jeszcze raz
A jak chodzi o tę Twoją Rotszyldównę to mi się przypomniał taki wic:

Pogrzeb starego Rotszylda. W orszaku pogrzebowym skromnie ubrana Żydówka zalewa się łzami i głośno lamentuje.
– Czy nieboszczyk był pani krewnym?
– Nie, nie był krewnym – odpowiada łkając kobiecina – I właśnie dlatego płaczę!
No to jadziem Panie

Awatar użytkownika
zachariusz
20%
20%
Posty: 28
Rejestracja: 2018-10-12, 23:39

Re: Jak my z Salcią szabasową chałkę jedli...

Post autor: zachariusz » 2018-11-09, 07:21

Witajcie Szanowni i Czcigodni goje…
…tate mój był dla mnie ideałem prawdziwego aszkanayzajskiego Żyda, mądrego, prawego, po nim zostało mi parę rzeczy, o domu nie wspomnę… najważniejsza oczywiście jest cała aparatura, pęk kluczy, i szuflada pełna zegarków i różnych innych wartościowych rzeczy… a najważniejsza była wielka księga, gdzie notował dosłownie wszystko, wszystko, co i do kiedy pożyczał, co i za ile kupował, a najważniejsze dla mnie, jak się czytało ją od tyłu to znalazłem tu różne informacje na temat wszystkich z rodziny, podwórka, znajomych, sentencje życiowe , dowcipy żydowskie, jednym słowem kopalnia wiedzy wszelakiej… jak by to się wydało to może niejeden rząd i rabinat by padł, i o tym orangutanie Benchamorze, a jakże… dobrze, że gdzie wszystkie kosztowności były schowane zdradził mi na łożu śmierci, a było tam wszystko testament, ostatnia jego wola i dalsza wizja geszeftu… za życia chronił tej księgi przed wszystkimi, nawet przede mną, teraz robię tak i ja… a ten huncwot Maliniowski to, aż się ślini, jak ją widzi, a jak by ją skradł to zaraz, by do tego swojego synalka z CBŚ-iu powlókł, bo ja dzieło tatowe kontynuuję… będę Wam co jakiś czas pisał, co tam mój ojciec notował, oczywiście nie wszystko, bo co to Was interesuje, że Szloma Rosenbaum to genetycznie nie zgadza się człowiekiem, którego nazywał ojcem… a skąd tate o tym wiedział, czyżby maczał w tym swoje organy, tffuuu paluchy?... no to goje teraz dowcip, który mnie się bardzo podoba…
Mosiek kupił sobie nowe lakierki, założył je i paraduje przed Salcią, a ona nic. Wkurzony poszedł do pokoju obok, zdjął ubranie i wrócił do Salci nagi - tylko w lakierkach, a ona nic. Zdenerwowany woła do żony:
- Salcia! Widzisz?!
- Co? - pyta ona - Widzę, że ci wisi.
- Oj Salcia! On nie wisi! On patrzy na moje nowe lakierki!!!
- Oj Mosze, kupiłbyś ty sobie lepiej nowy kapelusz...
A na koniec warto by przypomnieć to, że podczas rozmowy najważniejsze jest to, co się przemilcza i zanosi to do grobu.
...budowa aparatu idzie Pełną parą, prace są już na ukończeniu, ale marzy mi się szklane cudeńko tzn. półkowa, nawet może być sitowa.... rewanżuję się dowcipem z tatowego zeszytu.
:jude

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 19 gości