tomy pisze:...SIEMENS opatentował tą metodę grzania w 1938 roku...
Niektóre wynalazki czy też odkrycia naukowe potrafiły się popełnić niezależnie od siebie w kilku miejscach. Sławę, rozgłos i przy okazji trochę kasy zdobywał wtedy sprytniejszy i szybszy. Czasem rację i palmę pierwszeństwa przyznawano obydwu wynalazcom/naukowcom choć i tak w części takich przypadków znów tylko jeden z nich przechodził do pamięci i historii.
Ponieważ nic nie wiedziałem o dokonaniach Siemensa , uznam skromnie, że równolegle i niezależnie (choć z poślizgiem czasowym) wynalazłem "przepływowy" podgrzewacz wody i pozostaje mi tylko wątpliwa nadzieja, że pierwszy go zastosowałem w praktyce na skalę większą niż kubek do czaju.
Coś jednak z tym Siemensem jest na rzeczy bo ojciec, inżynier elektryk, pracował w ZWAR im. G.Dymitrowa (ZWAR to skrót od Zakłady Wytwórcze Aparatury Wysokiego Napięcia

, przed wojną Fabryka Aparatów Elektrycznych K.Szpotański i Spółka) w Warszawie i "ulepszał" produkowane tam na licencji Siemensa przekładniki wysokonapięciowe czyli poprawiał po Siemensie

.
Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że moja "burzliwa" kariera zawodowa zahaczy o Instytut Szkła i Ceramiki gdzie w prowadziłem badania nad elektrooporowymi piecami do wytopu szkła. Nawet tam los pokazywał mi gdzie jest moje miejsce, dając znaki w postaci delegacji do Huty Szkła w Szklarskiej Porębie

na Dolnym Śląsku.
Co do przygód to i tak tylko wierzchołek góry lodowej

. Tak sobie wspominam czasem (choć to jeszcze nie czas na podsumowanie bo jeszcze co najmniej z 50 lat anomalii czeka na poznanie) i spisuję te wspomnienia i przygody. Pewnie wyjdzie coś na wzór "Rękopisu znalezionego W Saragossie" albo "Trylogi w jednym tomie według Winiarka czyli rzecz o podtrzymywaniu i utrwalaniu radycji" (wrodzona skromność

tu wyraźnie przemawia).
Dla wzmożenia apetytu napomknę, że po studiach z radością poszedłem na rok do wojska. Armia tak doceniła moje zaangażowanie, że jeszcze w trakcie Szkoły Podchorążych Rezerwy zaproponowano mi pozbawianie mnie tytułu podchorążego i skierowanie do służby zasadniczej w okolicy Żagania. Ja im na to, że to miłe z ich strony bo zawsze chciałem mieszkać na Dolnym Śląsku ale ta propozycja jest zbyt gwałtowna i mam jeszcze sprawy do załatwienia w Warszawie a za propozycję serdecznie dziękuję ale mogą sobie ją wsadzić tam gdzie się z pewnością zmieści. Następnie zadzwoniłem do matki, matka do wujka, wujek gdzieś tam i wylądowałem w Twierdzy Modlin. Tam do końca służby udało mi się utrzymać stopień "kapral podchorąży" pomimo tego że raz 48 h spędziłem w Areszcie Garnizonowym Miasta Stołecznego Warszawy.
A wszystko oczywiście "Ku chwale Ojczyzny" i osobiście za wolność naszą.
Na razie to by było na tyle.
Pozdrawiam
Winiarek