Ostatnio mam dwóch faworytów.
1. Śliwki suszone: na jeden litr daje około 5 śliwek suszonych (liczna nie jest krytyczna). Suszonych, a nie wędzonych, choć muszę przyznać, że dla mnie wyglądają jak wędzone. Są miękkie, słodkie i lepiące. Kiedyś kupiłem naprawdę suszone, twarde jak kamień i mimo, że leżały w spirytusie dość długo nie puszczały prawie wcale koloru. Śliwek nie trzeba rozdrabniać, zawartość naczynia raz dziennie zamieszać w celu rozprowadzenia wydzielającego się na dole intensywnego zabarwienia. W zależności od ilości wrzuconych śliwek i czasu ich moczenia można uzyskać pełną gamę koniakowatego koloru - od lekko słomkowatego do głębokiego żółtego/brązowego.
2.Szczapki dębowe: fragmenty o grubości 0,5-1 centymetra włożone bezpośrednio do alkoholu. Tu również czas wpływa na intensywność zabarwienia, choć trzeba przyznać, że jest ono mniejsze niż w przypadku śliwek. Ostatnio wprowadziłem modyfikację, polegającą na opaleniu wykorzystanych już szczapek i powtórnym moczeniu. Tego wynalazku jeszcze nie próbowałem, ale jestem pewien że będzie boski
pozdr
CK